Piesiewicz o skandalu obyczajowym, który wybuchł z jego udziałem, opowiada:
Ludzie są chciwi, ale jeszcze ta podłość i zaplanowana manipulacja. Kiedy już zostali zatrzymani, to jeszcze upublicznili nagrania zdobyte w sposób przestępczy. Wiem, że nie chodziło tylko o pieniądze... Przyznaję, że jest we mnie dużo naiwności, ale to bywało też w życiu moją siłą. Pewnie już zawsze tak się będę głupio dziwił. Chociaż przez chwilę spojrzałem na nich inaczej, gdy na rozprawie mnie przeprosili.
Różne rzeczy można mi zarzucać, ale, do diabła, nie to, że chodzę w sukienkach! To była precyzyjnie przygotowywana prowokacja, te panie przywiozły w torbie wszystkie rekwizyty, stroje, szminki. Pamiętam tylko, że po jakiejś półgodzinie ich pobytu poczułem się źle. Potem już nic nie pamiętam.
To nie był żaden szantaż, oni w tych pierwszych kontaktach precyzyjnie wiedzieli, jak postępować, chcieli „zwrócić" nagranie. W kodeksie to nie są znamiona żadnego przestępstwa. (…) Chciałem odkupić swoją godność. Nie sądziłem, że gdy już wezmą pieniądze, zacznie się szantażowanie. To się zaczęło później i zawiadomiłem policję, gdy tylko pojawiła się pierwsza tzw. groźba karalna. (…) Wygolili mnie kompletnie. Zawsze bardzo szczegółowo wypełniałem swoje oświadczenia majątkowe. Dobrze wiedzieli, co posiadam.