Dokument powstał, ale dla władzy jego publikacja jest wyjątkowo niewygodna. Nawet mając zapewnione poparcie większości mediów, rząd może się obawiać, że negatywny komunikat dotrze do wyborców.

Lisicki twierdzi, że na publikację trzeba znaleźć taką chwilę, by nie zburzyć spokoju zwolenników PO:

Dobrym momentem publikacji byłby każdy termin do końca lipca: nie ma Sejmu, Polacy przebywają na urlopach. Gdyby przedstawieniu raportu towarzyszyło jeszcze ważne wydarzenie, najlepiej o wymiarze europejskim, straty nie byłyby znowu tak wielkie. Na razie pojawiają się przecieki, które pozwalają opinii publicznej oswoić się z najbardziej niebezpiecznymi wnioskami.

(...) Premier mógłby ogłosić, że pełen raport zostanie opublikowany dopiero po wyborach, bo jego wcześniejsze przedstawienie zakłóciłoby proces demokratyczny. Rząd uruchomiłby kampanię propagandową, w trakcie której związani z nim publicyści głosiliby, że kwestia odpowiedzialności za Smoleńsk jest na tyle poważną sprawą, że nie można o niej rozstrzygnąć w czasie kampanii wyborczej. Nieprawdopodobne? Nie w Polsce - pisze Paweł Lisicki.