Wystarczy przenośny laptop, ba, zwykły telefon komórkowy z dostępem do Twittera, a już można poczuć się jak Radosław Sikorski. Widocznie poza zwiedzaniem Kabulu szef MSZ ma dużo wolnego czasu, gdyż na gorąco relacjonuje swą wizytę. I zawsze znajdzie czas dla dziennikarzy. A nawet skomentuje własny wpis, który dotyczył Powstania Warszawskiego (Sikorski nazwał je "narodową katastrofą"), wywołując lawinę komentarzy.
Tu w Afganistanie mam prawo powiedzieć, że nikt mnie nie wyprzedzi w szacunku do weteranów. Ale także nikt mnie nie zwolni z patriotycznego obowiązku analizowania naszych zwycięstw, ale także naszych klęsk, po to, aby nigdy się nie powtórzyły - stwierdził Sikorski w Kabulu.
Łukasz Warzecha w salonie24, odnosząc się do radosnej twórczości ministra Sikorskiego, pisze
Platforma zaraża ludzi wyjątkowo szkodliwym sposobem myślenia, abstrahującym całkowicie od republikańskiej powinności działania w imię dobra wspólnego. (...) W tej sytuacji potrzeba mitu, jakiego fundamentem stało się Powstanie Warszawskie, choćby jako odtrutki na antypaństwową politykę rządu PO ? antypaństwową w sensie negacji potrzeby istnienia państwa jako czegoś więcej niż tylko instytucji usługowej wobec obywateli. W tym kontekście twitterowy blamaż Radosława Sikorskiego jest bardzo charakterystyczny. Raz, że Sikorski kompletnie nie wyczuwa, co może robić jako publicysta albo polityczny wolny strzelec, a co mu wolno jako szefowi polskiego MSZ. Jego opinia o PW, którą wygłosił jako minister polskiego rządu, zdradza albo całkowitą bezmyślność, albo kompletne niezrozumienie miękkiej sfery rywalizacji pomiędzy państwami (polityka historyczna i kapitał pamięci oraz mity narodowe grają w niej olbrzymią rolę), albo dziecinną, kompromitującą chęć prowokowania. Albo wręcz działanie w obcym interesie. Każde z tych wyjaśnień jest dla ministra fatalne.
Zaś Krzysztof Kłopotowski pyta ministra Sikorskiego