Piskorski opisuje ostatnie spotkanie z przewodniczącym Samoobrony. Piskorski podkreśla osamotnienie Andrzeja Leppera w ostatnim okresie.
Lepper był jak trędowaty, nikt go nie chciał. A on sam nie potrafił prosić o takie rzeczy. Czy był załamany? Nie wyglądał na załamanego, a nikomu się nie zwierzał. (...) Fakt, był wicepremierem, ministrem, posłem. A teraz był zmuszony ganiać po dziwnych biznesmenach, żeby załatwić pieniądze. Najgorsza była samotność. Zostało mu kilku współpracowników, „kierowca", czyli jego sympatyk, który woził go prywatnym samochodem i sam płacił za paliwo. Skończyły się umizgi, zaproszenia. Wszyscy omijali go szerokim łukiem. Nawet ludzie, którzy zawdzięczali mu karierę: ostatnio pewna pani była minister, dziś celebrytka, która sprosiła na imieniny pół miasta, a o nim zapomniała. Przestał być medialny. Lubił politykę, przyzwyczaił się do niej. Wiem, że bardzo mu tego brakowało.