Autorka zaczyna swój tekst słowami:
To jest rząd partaczy, to jest rząd i premier, którzy muszą odejść. Są nieskuteczni, skuteczni będziemy my, bo mamy dobre kadry. Grzegorz Napieralski, a w ślad za nim jego najbliżsi współpracownicy powtarzają te zdania w ostatnich dniach coraz częściej, z pasją i wyraźnym ukontentowaniem. To dokładna kopia słów Jarosława Kaczyńskiego. Wygląda to na nowe otwarcie kampanii wyborczej SLD, a raczej powrót do koncepcji koalicji z PiS: wspólnym wysiłkiem pokonamy Tuska, a potem Napieralski będzie może nawet premierem. Brzmi jak bajka? Niekoniecznie. (...) Rozwój sytuacji politycznej zbliżaniu SLD z PiS sprzyja.
Na temat Polskiego Stronnictwa Ludowego Paradowska pisze:
PSL jest przewidywalne, dystansuje się od PO, ale bardzo umiarkowanie, pokazuje, że potrafi osiągać kompromisy, a nawet mieć znaczący wpływ na decyzje. Ledwie wicepremier wystąpił o przyspieszenie publikacji raportu Millera, a już znalazł się nieodległy termin, w którym raport można było przedstawić. Ludowcy nie przestraszyli się ataku prezesa PiS, który zarzucił rządowi brak troski o rolnictwo. Zlekceważyli go wręcz twierdząc, że nie ma pojęcia, o czym mówi. (...) Ludowcy są mistrzami w osiąganiu swoich celów – obejmują stanowiska po cichu, metodą gabinetowych uzgodnień, wstawianiem swoich ludzi w kluczowe dla nich miejsca. Szansa na niezły wynik PSL i odnowienie koalicji z PO jest więc obecnie większa, niżby się wydawało. Premier Tusk boi się koalicji trzech partii, która nieuchronnie musiałaby prowadzić do paraliżu, a po PSL (mimo iż uważa się je za hamulcowego wielu reform) wiadomo, czego się spodziewać. Tusk w kampanii nie będzie więc walczył z ludowcami.
Paradowska w swoim stylu dywaguje: