Merta mówiła w TVN24, że jedyną jej wątpliwością pozostaje nie to, czy Rosjanie są winni tragedii, ale czy „uczynili to celowo”:
Bronię się przed myślą, że mój mąż został zamordowany. Takie myślenie podwaja cierpienie związane ze śmiercią i z odejściem. Staram się nie myśleć o tym w ten sposób, ale po tym, co wiemy dziś, po ekshumacjach i tych strasznych informacjach o bezczeszczeniu zwłok, tępej nienawiści i pogardzie, z jaką traktowano ciała, rozumiem ludzi, którzy mają takie domniemania. Rozumiem, jak bardzo jest to trudne. Możemy się różnić w przypuszczeniach czy zginęli przez przypadek czy zostali zabici, ale nikt z nas nie chce się dowiedzieć, że zostali zabici. To gorsze niż usłyszeć, że była to śmierć przez przypadek.
Magdalena Merta odniosła się także do doniesień, że współwinna katastrofy mogła być kondycja 36. Specpułku.
Nie mam wątpliwości, że ci, którzy twierdzą, że 36. pułk był państwem w państwie, mają rację, ale oni nie zginęli dlatego, że tak było. Może być korelacja, ale nie ma związku przyczynowo-skutkowego.
Zdaniem wdowy po Tomaszu Mercie, prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie okoliczności katastrofy, „błądzi we mgle”: