Donald Tusk wezwał swoich ministrów, by przed kamerami odpowiedzieli na pytanie, czy są przygotowani do Euro 2012. I co? I wielkie koko spoko - są. Nowak kupił już pewnie nowe spinki w kształcie piłeczek, a Mucha buty na mniejszym obcasie, żeby nie poniszczyć murawy. Reszta była, jest i będzie milczeniem.
Czy jest jeszcze w Polsce ktoś, kto nie wie, o czym rozmawiali podczas swych tajnych spacerów Władimir Putin i Donald Tusk? To oczywiste – rozmawiali o politycznym PR. A konkretnie – jak to zrobić, żeby się nie narobić, a pozostać na stanowisku siedem lat tłustych, siedem lat chudych i siedem takich sobie. – Słuchaj, Donald – mówił zapewne Putin. – Ty musisz więcej bywać w telewizji. – Ale Wołodia, przecież bywam. Nawet żona, jak mnie w domu widzi, biegnie po pilota, bo myśli, że to znowu jakaś konferencja. – Bywasz, Donald, ale bezproduktywnie. A to trzeba inaczej, z rozumem. Musisz od czasu do czasu wezwać tych swoich ministerków i ich porządnie zrugać. A jeśli nie zrugać, to chociaż postawić do pionu, żeby cała Polska wiedziała, że się ciebie boją, że ich trzymasz, wiesz za co. – Za mordę? – zapytał pewnie polski premier. – A tam za mordę – obruszył się Putin. – Dużo niżej, Donald, dużo niżej. – A jeśli ja mam w rządzie kobiety? - zapytał zapewne nasz premier. – Nie szkodzi, tym bardziej musisz trzymać, bo jak ci baba na łeb wejdzie, to wiesz... – Wiem – odparł szef polskiego rządu.
Ktoś powie, że konfabuluję. To niech sobie ten ktoś puści z tzw. odtworzenia świeżutką „nasiadówkę” pana premiera z ministrami odpowiedzialnymi (mylące słowo) za stan przygotowań Polski do organizacji Euro 2012. Siedzi Tusk, obok po jego prawej ręce ministra Mucha, dalej minister Nowak, minister Cichocki, minister Arłukowicz, minister Boni i ktoś tam jeszcze. Każdy z ministrów, słowo daję - jak na słynnych „putinowskich seansach”, melduje przed kamerami gotowość Polski do „operacyjnego zabezpieczenia Euro 2012”. Panie premierze, my jesteśmy gotowi... Panie premierze, wszystko zapięte na ostatni guzik... Panie premierze, mój resort również zdążył z realizacją planu... I tak dalej. Wszystko po to, by w przypadku, gdyby coś, nie daj Boże, nie wypaliło, Polacy usłyszeli i zapamiętali - to nie premier, to minister taki a taki. To on nawalił.