Znane i sprawdzone "Prawo Godwina" mówi, że "wraz z trwaniem dyskusji w Internecie, prawdopodobieństwo przyrównania czegoś lub kogoś do nazizmu bądź Hitlera dąży do 1". Równie dobrze - a nawet lepiej - jak do internetowych dyskusji, reguła ta odnosi się jednak do Janusza Korwina-Mikke. Partia pana Mikkego, która w jednym z ostatnich sondaży osiągnęła wynik 5% , najwyraźniej radziła sobie zbyt dobrze, więc jej lider musiał wkroczyć do akcji i uratować sytuację. Zrobił to w wywiadzie dla tygodnika "Do Rzeczy". W wywiadzie możemy zobaczyć całą gamę korwinowskiej klasyki, dzięki której polityk ten od lat zdobywa serca nastolatków i neofitów, ale niekoniecznie wyborców.
Korwin czuje na przykład potrzebę obrony wodza Trzeciej Rzeszy (przy czym kompletnie bredzi).
Mordowanie milionów ludzi nie było celem Hitlera. Niech mi pan pokaże chociaż jedno zdanie, w które będzie świadczyć o tym, że wiedział o eksterminacji Żydów. Gdyby dziś stanął przed sądem, musiałby zostać uniewinniony (...) Hitler powinien zostać powieszony, ale akurat nie za to
Idąc tym unikalnym tropem rozumowania, Korwin konkluduje:
Dla mnie nie ma różnicy, czy mówimy o Hitlerze, Kwaśniewskim, Kaczyńskim czy Tusku - wszystko to dla mnie czerwone świnie. Oni różnią się metodami, cel pozostaje ten sam.