Już w przyszłym roku sześciolatki nie będą musiały iść do szkoły. Rodzice będą mogli je posłać, jeśli ich pociechy wykażą psychofizyczną dojrzałość do podjęcia nauki. Taką zmianę przewiduje projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty przygotowany przez Prawo i Sprawiedliwość.
Oznacza to, że w przyszłym roku w wielu szkołach pierwsze klasy będą tworzone dla garstki dzieci, których obowiązek szkolny w tym roku został odroczony, i dla tych, których w przyszłym roku rodzice zdecydują się posłać wcześniej. Dla tej garstki za kilka lat trzeba będzie tworzyć klasy także w gimnazjach, a potem w szkołach ponadgimnazjalnych, a także przygotować ofertę studiów.
Związek Nauczycielstwa Polskiego jest przeciwny zmianom.
– Należałoby utrzymać stan obecny, ale lepiej przygotować szkoły na przyjęcie sześciolatków. Cofnięcie reformy wywoła ogromne perturbacje organizacyjne w systemie oświaty – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje, że projektodawca milczy na temat tego, co zrobić z osobami zatrudnionymi w szkołach podstawowych, dla których w przyszłym roku może zabraknąć pracy. Nie mówi też, jak zapewnić wystarczająca liczbę miejsc w przedszkolach.
Od tego roku gmina ma obowiązek zapewnić miejsce w przedszkolu wszystkim chętnym czterolatkom, a od 2017 r. – chętnym trzylatkom. Gminy mogą więc mieć problem, by znaleźć miejsce dla nich i sześciolatków. Co ciekawe, projekt nie zawiera oceny skutków regulacji. W uzasadnieniu można jedynie przeczytać, że nie pociąga on za sobą obciążenia budżetu państwa lub budżetów jednostek samorządu terytorialnego, gdyż obowiązujący od kilku lat system daje możliwość wyboru rodzicom posłania dziecka sześcioletniego do pierwszej klasy. Liczba uczniów nie ulegnie więc zmianie, gdyż nadal rodzice będą mieli możliwość posłania do szkoły dzieci sześcioletnich. Jedynie w roku szkolnym 2016/2017 zmniejszeniu może ulec liczba dzieci w klasach pierwszych.