Szósty raz w ostatnich pięciu latach Turcy stanęli w niedzielę przy urnach wyborczych. Tym razem uczestniczyli w wyborach komunalnych. Rządzący Turcją od 16 lat Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) oraz Recep Tayyip Erdogan odnieśli wprawdzie sukces w skali kraju, ale ponieśli druzgocącą porażkę w kilku dużych miastach. Opozycja wygrała Ankarze, Izmirze, Antalyi i Adanie i najprawdopodobniej w Stambule. W sumie w miastach tych mieszka prawie 36 mln mieszkańców spośród 82 mln obywateli Turcji. To w nich powstaje ponad dwie trzecie tureckiego PKB.
Czytaj także: Ćwierćdemokracja u Erdogana
W sumie po podliczeniu 99,81 proc. głosów AKP uzyskało w skali kraju 44,32, podczas gdy CHP – 30,1 proc. Partia Erdogana występująca w koalicji z MHP ma ponad połowę burmistrzów. Ale nie tych najważniejszych.
Stambuł padł
Jest to plama na honorze prezydenta, który dopiero co doprowadził do zmiany konstytucji i stał się prawdziwym władcą autorytarnym o kompetencjach porównywalnych z władzą sułtana.
Trudno inaczej ocenić porażkę AKP w Stambule. Opozycja ogłosiła tam sukces w nocy z niedzieli na poniedziałek. Zakwestionowano to jednak w obozie AKP. Komisja wyborcza poinformowała w poniedziałek po południu, że kandydat opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) prowadził różnicą ok. 0,5 pkt proc. Jednak AKP zgłosiła nieprawidłowości w przeliczeniu w co najmniej 80 urn. Jak twierdzi rządowa agencja Anadolu, AKP złoży oficjalny protest, wnosząc o unieważnienie szeregu głosów. – Nawet jeżeli AKP uda się jakimś sposobem uzyskać większość w Stambule, to będzie to jednak porażka polityczna – tłumaczy „Rzeczpospolitej" prof. Ilter Turan z Uniwersytetu Bilgi w Stambule. Jego zdaniem poważnie osłabiony politycznie został sam prezydent, który przekształcił wybory samorządowe w referendum na temat popularności swej własnej oraz rządu.