Według niekompletnych jeszcze wyników Julia Tymoszenko uzyskała poparcie 13,38 proc. głosujących (dane po spłynięciu do CKW wyników z 97,78 proc. okręgów wyborczych), podczas gdy zwycięzca pierwszej tury, komik Wołodymyr Zełenski zebrał 30,26 proc. głosów, a urzędujący prezydent Petro Poroszenko - 15,92 proc. Liderka Batkiwszczyny wyprzedziła natomiast prorosyjskiego kandydata Jurija Bojko (11,66 proc.).
Mimo że cząstkowe wyniki w miarę potwierdzają rezultaty badania exit poll, informacja o tym, że Julia Tymoszenko wchodzi do drugiej tury wyborów, nadal widnieje na oficjalnej stronie Tymoszenko.
W niedzielę była premier upierała się, że to ona, a nie Poroszenko, wchodzi do drugiej tury wyborów. Powoływała się przy tym na wyniki badań exit poll, przeprowadzonych w lokalach wyborczych przez przedstawicieli jej sztabu. I tak, zgodnie z partyjnym sondażem, Zełenski zdobył 27 proc. głosów, Tymoszenko - 20,9 proc., a Poroszenko - 17,5 proc - pisze w korespondencji z Kijowa dla Onetu Katarzyna Barczyk.
- Opierając się na otrzymanych liczbach i faktach jesteśmy przekonani, że dane exit poll, które mówią o wejściu Poroszenki do drugiej tury, nie odpowiadają rzeczywistości. To zrobione na zamówienie, opłacone i zmanipulowane sondaże. Taka była też manipulacyjna i robiona na zamówienie socjologia Ukrainy - przekonywała Tymoszenko w niedzielę. Wezwała przy tym swoich zwolenników, by udali się pod komisje wyborcze, by "bronić wyników".
"Tymoszenko zapowiedziała, że w poniedziałek poda ostateczne wyniki własnych badań exit poll. Nie podała. W jej sztabie miał też odbyć się briefing prasowy, na który zaproszono dziennikarzy. Dziennikarze przyszli - i nikogo nie zastali" - relacjonuje Barczyk.