Otóż wbrew obiegowym poglądom okazało się, że mieszkańców obu brzegów Odry w sensie genetycznym prawie nic nie różni. Przeciętny genotyp mamy niemal identyczny.
Skąd zatem oczywiste różnice? Ano przyczyn należy szukać w procesie socjalizacyjnym, innym otoczeniu kulturowym, innej ścieżce edukacyjnej i innym języku. To te czynniki, a nie geny budują zarówno Niemców, jak i Polaków. Paradoksalnie prawdę tę podkreśla à rebours fenomen (pamiętają go co bystrzejsi ze starszych roczników) istnienia w ramach tego samego narodu po obu stronach Łaby (mimo niewątpliwej tożsamości genetycznej) dwóch estetycznych i kulturowych wersji Niemca; typu „enerdowskiego" i „erefenowskiego".
Dodajmy, że ten pierwszy, okraszony specyficzną fryzurą (z przodu krótko, z tyłu długo, pod nosem wąsiska) był w czasach słusznie minionych w Polsce synonimem obciachu i złego gustu. Do dziś zresztą echa tej estetyki można jeszcze spotkać na ulicach Berlina i nie tylko.
Jednak wracając do głównego wątku; wyniki przywołanych badań nie tylko reperują nasze samopoczucie, ale nade wszystko dowodzą idiotyzmu sposobu myślenia o narodzie towarzysza Adolfa Hitlera i jego kolegów partyjnych; jakże bowiem Niemcy mogą być „rasą" panów, jeśli „podrasa" Słowian genetycznie niczym się nie różni? Cóż, zrzućmy anachronizm ich poglądów na karb nieznajomości genetyki; dziwić może tylko, że mimo iż nauka posunęła się o stulecie do przodu, do dziś znajdują naśladowców.
Skąd to „przedziwne" na pierwszy rzut oka zjawisko, że mieszkańcy dwóch sąsiadujących z sobą nizin są w większości dziećmi tych samych przodków? Powiecie: wojny! I słusznie. Przemoc! Gwałty germańskich żołdaków na słowiańskich kobietach od czasów Hodona i wcześniej.