To była moja pierwsza praca, a Jacek Kaczmarski był w tamtych czasach moim idolem. Jako 22-letni smarkacz, uważający się za dziennikarza, nie przyjmowałem do wiadomości, że coś może się nie udać. Dlatego postanowiłem zaprosić Jacka (który również ze szczeniakami był na „ty”) do „Teleexpressu”. W tamtych czasach wciąż jeszcze mieszkał w Monachium, w Polsce tylko bywał, ale miał już za sobą triumfalny comeback. Zresztą widziałem to na własne oczy, gdy w 1990 roku pojawił się na wydziale polonistyki, a tłum fanów nie odstępował go na krok.