Grzech nie przestaje ciążyć na duszy w chwili, gdy zaczyna się go nazywać „nienormatywnym zachowaniem”. Tak jak brud na ciele nie znika, kiedy w pokoju zgaszone zostaje światło. Ani choroba wraz z zaprzestaniem wykonywania badań. Ponieważ grzech – o czym próbują zapomnieć wyznawcy i praktycy teologicznego cynizmu – nie jest językową ani kulturową konwencją. Jest pojęciem służącym do opisu pewnej rzeczywistości – takiej, która nie znika, gdy tylko przestanie się o niej mówić ani pamiętać. Będąc ścisłym – nie znika ona nigdy. „Grzech” obok takich słów jak „łaska” czy „odkupienie” zapełnia pewną mapę. A nawet Mapę map. Metafizyczna kartografia jest zajęciem jeszcze bardziej żmudnym i długotrwałym niż jej fizyczna odpowiedniczka z czasów przed wynalezieniem GPS-ów i zdjęć satelitarnych. Badanie tamtego terytorium trwało wieki, doprecyzowywano linie brzegowe i wysokości poszczególnych wzniesień. Od szczytów świętości po depresje potępienia. Akweny łaski, pustynie grzechu.