Czy można liczyć na to, że w dobie rządów Donalda Tuska język politycznej debaty w Polsce się poprawi? Zwłaszcza że sam zaprzysiężony przez prezydenta Andrzeja Dudę w środę rano premier już na początku swojego exposé mówił, iż zależy mu na przywróceniu powagi debaty publicznej. Niektórzy mają taką nadzieję.
W swoim środowym wstępniaku redaktor „Gazety Wyborczej” Adam Michnik wyraża wiarę, że sytuacja może się poprawi przynajmniej odrobinę. Mało, chciałoby się powiedzieć, wypadałoby liczyć na więcej. Na jakąś zasadniczą odmianę, która uwolni nas od wszechobecnego chamstwa i hejtu. Ale czy to we współczesnych czasach jest możliwe? Nie chce mi się wierzyć.