Czytaj także
Specjalnie dla niego (i dla siebie – żebym nie musiał wstawać z wygodnego fotela) zainstalowałem żarówkę, która reaguje na dźwięk. Gdy Misio idzie korytarzem i woła „lampa", światło się zapala i zaraz wszyscy wiemy, że w szafach nie kryją się potwory.
Misio ma osiem lat i pewnie za rok–dwa sam się będzie śmiał ze swoich obaw. Mam nadzieję, że nie zachoruje na nyktofobię – tak nazywa się przypadłość ludzi dorosłych, która przejawia się jako paniczny strach przed ciemnością. To nie żarty – rzeczywiście istnieje taka choroba i ostatnie miesiące wskazują na to, że mamy do czynienia z jej epidemią. Przeprowadziłem „dziennikarskie śledztwo" i ustaliłem, że jedno z ognisk tej zarazy znajduje się na warszawskim Mokotowie, w okolicach ulicy Gagarina. Ściślej mówiąc: przy Czerskiej.
Skąd o tym wiem? Już same tytuły w „Gazecie Wyborczej" świadczą, że przynajmniej część zespołu tego zasłużonego dziennika cierpi na wspomnianą dolegliwość: „PiS wywraca nocą Trybunał Konstytucyjny", „Media publiczne do zmiany. Znów nocą", „Wiemy już, czemu Sejm głosuje nocą", „Macierewicz wchodzi nocą. Z 25-latkiem bez żadnego doświadczenia w służbach" (tu wyszedł na jaw nie tylko strach redaktorów przed ciemnością, ale też przed młodością).
To nie pierwszy raz, kiedy „Wyborcza" demonstruje swój wstręt do zmroku. Od lat jej autorzy powtarzają, że w październiku 1997 „pod osłoną nocy" politycy prawicy powiesili w Sejmie krzyż. Rzeczywiście, działo się to po zmierzchu, ale trudno byłoby powiedzieć, że w ciemności i w tajemnicy: na rzęsiście oświetlonej sali plenarnej było przynajmniej kilkudziesięciu posłów, a całość utrwalały parlamentarne kamery.
A propos krzyża: aby usprawiedliwić swoją niechęć do nocy, także redaktorzy „Wyborczej" nie wahali się ostatnio skorzystać z argumentów konfesyjnych. Wezwany przez nich na pomoc bp Tadeusz Pieronek w tonie oskarżycielskim wobec działań Sejmu przypomniał, że „w średniowieczu powstrzymywano się od wyrokowania w nocy. Noc uznawano za czas szatana. Judasz wyszedł wydać Chrystusa nocą".