Zacząłem od tego zarzutu, ale w istocie nie on jest istotny. Problemem jest wrzucanie wszystkich spraw pedofilskich do jednego worka. Żeby to pokazać, spróbuję wyjaśnić, dlaczego nie ma analogii między ujawnianymi sprawami pedofilskimi w Kościele a tymi ujawnionymi ostatnio przez Radio Szczecin i grupę mediów prawicowych. I zrobię to na przykładzie Szczecina właśnie.
Zacznijmy od sprawy, o której jest ostatnio głośno. Co takiego ujawnili dziennikarze? Otóż tyle, że gdy doszło do przestępstwa (straszliwego, dokonanego przez przyjaciela rodziny, co nie jest niczym wyjątkowym, a właściwie jest pewną normą), to najpierw bliscy skrzywdzonego dziecka dali mu wiarę, później sprawa została zgłoszona do organów ścigania, sprawca – związany z jedną z dużych partii – został skazany i przebywa obecnie w więzieniu. Zasady, procedury zadziałały. Nikt nie próbował spowalniać postępowania, nikt nie przerzucał sprawcy z jednej placówki na drugą, nikt nie wykorzystywał wpływów politycznych, by go obronić. Skazano go i osadzono w więzieniu.
Potem nad sprawą zapadła cisza. Dlaczego? Bo cisza jest najlepszym rozwiązaniem dla osoby skrzywdzonej i dla rodziny, której owa krzywda dotknęła. Jeśli sprawa jest załatwiona, sprawca skazany, to wcale nie jest dobrze trąbić o tym na prawo i lewo. A już na pewno czymś absolutnie niedopuszczalnym jest pośrednie ujawnianie danych osoby małoletniej, która padła ofiarą przestępstwa.
Czytaj więcej
Mateusz Morawiecki: „Medialny atak na rodzinę Pani Premier Beaty Szydło to bezpardonowa próba podeptania godności drugiego człowieka. Takie nagonki powinny spotkać się z bezwzględnym i powszechnym napiętnowaniem. Także ze strony środowiska dziennikarskiego”.
Jeśli więc ktoś tu złamał zasady, to nie ci, którzy o sprawie milczeli (szczególnie że argument, iż trzeba chronić społeczeństwo przed przestępcą, nie jest adekwatny, skoro sprawca spędzi w więzieniu najbliższych kilka lat), ale ci, którzy ujawnili ją w taki sposób, że w istocie do opinii publicznej dostały się dane ofiary. To są główni winni.