Zacząłem od tego zarzutu, ale w istocie nie on jest istotny. Problemem jest wrzucanie wszystkich spraw pedofilskich do jednego worka. Żeby to pokazać, spróbuję wyjaśnić, dlaczego nie ma analogii między ujawnianymi sprawami pedofilskimi w Kościele a tymi ujawnionymi ostatnio przez Radio Szczecin i grupę mediów prawicowych. I zrobię to na przykładzie Szczecina właśnie.
Zacznijmy od sprawy, o której jest ostatnio głośno. Co takiego ujawnili dziennikarze? Otóż tyle, że gdy doszło do przestępstwa (straszliwego, dokonanego przez przyjaciela rodziny, co nie jest niczym wyjątkowym, a właściwie jest pewną normą), to najpierw bliscy skrzywdzonego dziecka dali mu wiarę, później sprawa została zgłoszona do organów ścigania, sprawca – związany z jedną z dużych partii – został skazany i przebywa obecnie w więzieniu. Zasady, procedury zadziałały. Nikt nie próbował spowalniać postępowania, nikt nie przerzucał sprawcy z jednej placówki na drugą, nikt nie wykorzystywał wpływów politycznych, by go obronić. Skazano go i osadzono w więzieniu.