Stawianie równania między prawicowością, konserwatyzmem i prawicowym antyglobalizmem to konik liberalno-lewicowych elit. Nie ma tygodnia, aby w Polsce nie pisały o tym „Gazeta Wyborcza" czy „Newsweek". Przy tym nie ograniczają się do tropienia niewątpliwych organizacyjnych czy dyplomatycznych powiązań między wieloma eurosceptycznymi partiami i środowiskami a Kremlem. Próbują dowodzić, że te związki oparte są na solidnych ideowych pokrewieństwach.
Ostatnio ta teza stała się orężem nie tylko w rękach oczywistych antagonistów jakkolwiek pojmowanego konserwatyzmu. Wraca do tego tematu z upodobaniem, także na łamach „Plusa Minusa", katolicki publicysta Tomasz P. Terlikowski. Najwyraźniej postawił sobie za cel swoistą reedukację polskiej prawicy, wysuwając pod jej adresem wiele istotnych żądań, choćby rezygnacji z ochrony własnych granic przed napływem niepożądanych grup etnicznych i religijnych czy przecięcia swoistego sojuszu między prawicowym tronem i katolickim ołtarzem.