Ciekawy przypadek Toma Brady’ego

Na emeryturę wysyłano go wiele razy, aż wreszcie się na nią wybrał. Tom Brady, legenda futbolu amerykańskiego, dla rodaków superbohater, pożegnał się ze sportem w wieku 44 lat. Rekordów, które ustanowił, chyba nikt już nie pobije.

Publikacja: 11.02.2022 10:00

Ciekawy przypadek Toma Brady’ego

Foto: Getty Images/AFP

Trwają igrzyska olimpijskie, ale Amerykanie żyją czym innym. W niedzielę na stadionie w Inglewood odbędzie się Super Bowl, finał rozgrywek futbolu amerykańskiego (Cincinnati Bengals grają z Los Angeles Rams). W Stanach to sportowe wydarzenie numer jeden roku. A do tego Tom Brady ogłosił, że się żegna. Brady to legenda, dla wielu rodaków najwybitniejszy sportowiec w historii. Jego głównym rywalem w tej tyleż efektownej, co jałowej dyskusji jest Michael Jordan, ale futbol amerykański, dla Amerykanów po prostu futbol, jest w Stanach popularniejszy niż koszykówka. Inaczej niż w pozostałych częściach świata, dlatego wszyscy kojarzymy Jordana, podczas gdy Brady, wielki idol Ameryki, pozostaje poza USA mało znany.

Patrząc na przebieg kariery wieloletniego rozgrywającego New England Patriots, a na koniec Tampa Bay Buccaneers, nasuwa się nieodparcie skojarzenie z bohaterem filmu Davida Finchera „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" (na motywach opowiadania Francisa Scotta Fitzgeralda). Pytanie, czy Brady jest właśnie sportowym Benjaminem Buttonem, stawiano już wielokrotnie, plakaty przerabiano w internecie w ten sposób, że wizerunek Brady'ego umieszczano w miejsce wcielającego się w tytułową rolę w filmie Brada Pitta. Bohater filmu rodzi się jako stary człowiek, a potem młodnieje z każdym kolejnym rokiem. Skojarzenie wzięło się stąd, że Brady w młodości był zawodnikiem przeciętnym, a z upływem czasu stawał się coraz lepszy. A kiedy już, wedle wszelkich prawideł, powinien „się kończyć", grał nadal i to na najwyższym poziomie. Po czterdziestce wygrał trzy razy Super Bowl. Rywalizował z zawodnikami, którzy jako dzieci mieli jego plakaty nad łóżkiem, a nawet mierzył się z synami swoich byłych kolegów z boiska.

Niezorientowanym należy się wyjaśnienie: średni wiek emerytalny zawodnika NFL wynosi 27 lat, a średnia długość kariery rozgrywającego w lidze futbolu amerykańskiego to 4,5 sezonu. Tom Brady grał do 44. roku życia, spędził w lidze 22 sezony i do końca utrzymywał się na szczycie. Wbrew logice, wbrew naturze.

Czytaj więcej

Giannis Antetokounmpo. Amerykański sen Greka z Nigerii

Najlepsza decyzja klubu

Urodził się i dorastał w San Mateo w północnej Kalifornii, niedaleko San Francisco. Po tym jak rodzice zabrali czterolatka na mecz tamtejszych 49ers, nie było innej opcji: jego idolem został rozgrywający klubu z San Francisco, legendarny Joe Montana. Ojciec Toma, Tom Brady Senior, przyznawał zresztą po latach, że cały ten sport to była jego wina. Państwo Brady wychowywali czwórkę dzieci – trzy córki: Maureen, Julie, Nancy, oraz najmłodszego Toma. Zachęcali ich do wielu różnych aktywności, ale wszystkie pociechy skłaniały się w stronę sportu. Siostry Toma grały w softball, a on próbował swoich sił w koszykówce, futbolu i baseballu.

W szkole średniej w San Mateo początkowo nie był nawet pierwszym rozgrywającym. Przebił się do podstawowego składu dopiero, kiedy jego konkurent doznał kontuzji. Wybrał Uniwersytet Michigan. Również tam nie poznano się na nim od razu. A kiedy wreszcie wywalczył sobie pozycję w drużynie, w klubie pojawił się miejscowy bohater, chłopak bijący wszelkie rekordy w liceum, uwielbiany przez lokalną publiczność domagającą się, by to on występował jako podstawowy gracz. Brady musiał z nim zaciekle walczyć o miejsce w składzie. Kto wie, jak by się to skończyło, gdyby nie współpraca z psychologiem sportowym, który pomógł uwierzyć w siebie przebywającemu z dala od domu młodzieńcowi.

W drafcie NFL w 2000 roku został wybrany dopiero w szóstej rundzie, z numerem 199. Ta informacja to lejtmotyw wszystkich artykułów poświęconych Brady'emu. Jak to było możliwe? Jak skauci pracujący dla klubów NFL mogli się tak pomylić? Może nie mylili się aż tak bardzo, bo Brady nie miał warunków fizycznych, wystarczy spojrzeć na zdjęcie sprzed lat, na którym stoi w samych spodenkach, a które stało się już słynne: nie przypomina sportowca, wygląda raczej, jakby w życiu nie widział siłowni. Skauci dobrze ocenili to, co widzieli, natomiast nie docenili tego, że Brady myślał na boisku szybciej niż inni i wykazywał opanowanie w kluczowych momentach.

Jak mówił jeden z jego pierwszych trenerów, a powtarzał każdy kolejny, był pracoholikiem, stawiał sobie ambitne cele i konsekwentnie do nich zmierzał. To był proces zaplanowany i realizowany metodycznie. Do historii przeszło jego pierwsze spotkanie z właścicielem Patriots, milionerem Robertem Kraftem, na schodach stadionu Foxborough. Kraft miał nazwać młodego zawodnika „naszym wyborem z numerem 199", a Brady miał odpowiedzieć, że jest „najlepszą decyzją w historii klubu". Jeśli istotnie tak powiedział, to miał rację, ale czy wówczas sam w to wierzył?

Reszta jest historią. Prowadzeni przez niego Patriots sensacyjnie wygrali pierwsze mistrzostwo, pokonując faworyzowanych Rams. Potem 17 razy meldowali się w play-off i dziewięć razy w Super Bowl, który wygrali sześciokrotnie. Nie zawsze grali efektownie, ale mieli swojego złotego chłopca, który nie wiedział, co znaczy upływający czas.

Nawet mimo tych wszystkich sukcesów nie brakowało kibiców, a także dziennikarzy i ekspertów, którzy kwestionowali wielkość Brady'ego. Odmawiali mu geniuszu, przekonując, że zwycięstwa Patriots są przede wszystkim zasługą trenera Billa Belichicka, a Brady jest tylko jednym ogniwem w systemie, który stworzył genialny szkoleniowiec.

Zamknął usta krytykom, kiedy niespodziewanie odszedł z Patriots. Zdecydował się na to, kiedy już wysyłano go na emeryturę, dwa lata temu. Przeniósł się do Tampa Bay Buccaneers. Złośliwi szybko orzekli, że w gruncie rzeczy to jednak emerytura – zakończenie kariery na słonecznej Florydzie. Nie odchodził z Patriots dlatego, że był słaby. Nowy klub docenił go finansowo (w Nowej Anglii nigdy nie zarabiał tak dobrze, jak powinien, godził się na mniejsze uposażenie, żeby klub było stać na innych świetnych zawodników). Poza tym chciał mieć większy wpływ na drużynę, a w systemie Belichicka nie ma gwiazd, choć dziwnie to brzmi, kiedy akurat największa gwiazda ligi funkcjonowała w nim przez lata.

Szybko okazało się, że Brady jednak nie zamierza rozpoczynać emerytury. Ściągnął do klubu swojego przyjaciela Roba Gronkowskiego, z którym wcześniej wygrywał w Patriots, i poprowadził Buccaneers do mistrzostwa. Drużyna z Tampy wygrała na własnym stadionie, co zdarzyło się po raz pierwszy w historii (Super Bowl to jeden mecz, a miejsce jego rozegrania jest wybierane na kilka lat do przodu). Może więc sukcesy klubu z Nowej Anglii były jednak bardziej zasługą Brady'ego niż Belichicka?

Bez polityki

Jedna afera położyła się cieniem na tej wyjątkowej karierze. Bomba wybuchła w 2015 roku. Jej przyczyną stały się niedopompowane piłki („Deflategate"). Brzmi to niezbyt poważnie, tymczasem przesłuchano wielu świadków, analizowano billingi telefonów, powstał obszerny raport. Niedopompowana piłka ułatwia zadanie rozgrywającemu – łatwiej ją chwycić i precyzyjnie podać. Patriots grali u siebie mecz decydujący o wejściu do Super Bowl przeciwko Indianapolis Colts. Okazało się, że kiedy atakowali, mieli do dyspozycji właśnie niedopompowane piłki. Uznano, że to może być sprawka ludzi z Patriots, a Brady miał o tym wiedzieć. Rozgrywający do niczego się nie przyznał, ale odmówił udostępnienia swojego smartfona – nie wyglądało to przekonująco. Ostatecznie niczego nie udowodniono, ale uznano, że prawdopodobnie doszło do przekrętu. Klub został ukarany, a Brady zawieszony na cztery mecze (w ostatnich dniach niespodziewanie pojawiły się nowe fakty dotyczące afery i zdaje się, że sprawa będzie miała ciąg dalszy).

Poza boiskiem gwiazda futbolu wiedzie życie idealne. Dzieli je z piękną żoną – brazylijską modelką Gisele Bundchen, z którą wychowują trójkę dzieci. Są jedną z najlepiej zarabiających par w show-biznesie. Podobno pytany w szkole, kim zamierza zostać w przyszłości, mały Tom odpowiadał, że biznesmenem. Chyba się udało. Jest wzorem sportowego prowadzenia się, ma osobistego trenera słynącego z niekonwencjonalnych metod i pilnuje ścisłej diety, w której występują między innymi jego ulubione lody z awokado, ale poza tym przede wszystkim owoce. Nie używa glutenu, kofeiny, alkoholu i wielu innych składników, o czym można dokładniej przeczytać w jego książce, w której dzieli się przepisami na długowieczność. Poza tym przekonuje, że prowadzi normalne życie: trening, powrót do domu, czytanie dzieciom bajek (ma tylko problem, kiedy domagają się tych w języku portugalskim, który one znają, a on średnio). Sam kładzie się spać o 20.30 i wstaje o 5.30. Nic dziwnego, że w filmie „Ted 2" aktor Mark Wahlberg i jego przyjaciel, pluszowy miś, zakradają się do sypialni mistrza, żeby ukraść nieco jego materiału genetycznego.

Czy są jakieś rysy na tym lukrowanym wizerunku? Nie wszystkim spodobało się, kiedy Brady wystąpił w czapeczce z napisem „Make America Great Again". Poglądy Trumpa są znane, w dodatku niedługo potem Colin Kaepernick rozpoczął swój słynny protest. Przypomnijmy: w 2016 roku Kaepernick, utalentowany rozgrywający San Francisco 49ers, uklęknął po raz pierwszy podczas odgrywania amerykańskiego hymnu w proteście przeciw brutalności policji i szerzej – rasowej niesprawiedliwości w Stanach. Dołączył w ten sposób do przybierającego na sile ruchu Black Lives Matter. Potem uparcie powtarzał ten gest, a jego śladem poszło wielu innych zawodników. Ta sprawa podzieliła Amerykę (i nie tylko), zderzyła sport z polityką: jedni poparli zawodnika 49ers, inni wręcz przeciwnie – uznali go za zdrajcę, a w najlepszym wypadku za człowieka, który nie szanuje swojego kraju, zamiast okazywać mu wdzięczność. Wśród krytykujących, zresztą w niewybrednych słowach, jak to miał w zwyczaju, był Donald Trump.

Profesor Jonathan Finn zadał w tamtym czasie znaczące pytanie: a co, gdyby zamiast Kaepernicka uklęknął Tom Brady? Jak wówczas potoczyłaby się ta historia? Czy miałaby inne konsekwencje? Wypada przypomnieć, że Kaepernick później stracił pracę w NFL i już nie znalazł nowej, raczej nie ze względu na słabą formę. Profesor sam szybko uciął te gdybania: oczywiście to niemożliwe, nigdy by się tak nie stało, bo Brady jest biały, męski, heteroseksualny, atrakcyjny, ma wspaniałe życie rodzinne, jest bogaty, przestrzega prawa i oczywiście dba o poprawność polityczną. On nie mógłby tego zrobić. Trochę jak kiedyś Michael Jordan pytany, dlaczego nie słychać jego głosu w ważnych sprawach społecznych. Słynny koszykarz miał wtedy odpowiedzieć, że przecież republikanie też kupują trampki, dając jasno do zrozumienia, że nie może się zaangażować, bo wówczas ucierpiałyby jego interesy.

I zgodnie z tą wykładnią profesora Brady komentował sprawę protestujących w czasie hymnu w taki sposób, żeby nie powiedzieć nic. W programie Oprah Winfrey mówił między innymi: – Robią to z różnych powodów i to jest OK. Rozumiem i szanuję to. Gram wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że każdy przychodzi z czymś innym, każdemu należy okazywać respekt i empatię, na tym też polega sport. Dodał, że grał z ludźmi różnych ras, wyznań i kultur. Pytany przy innej okazji o Kaepernicka zasłaniał się, że nie zna go dobrze, albo mówił, że nie poświęca wielkiej uwagi jego sprawie. Tak samo odpowiadał pytany o politykę Trumpa, od kiedy dziennikarze zajęli się ich znajomością (panowie grywali swego czasu w golfa). – Chcę się skupić na grze, dlatego dzisiaj tutaj jestem, a nie żeby mówić o polityce. Dlaczego robicie z tego wielką sprawę? Nie rozumiem tego – zbywał żurnalistów. – To, że kogoś znam, nie oznacza, że się z nim we wszystkim zgadzam – odpowiadał dociskany.

Czytaj więcej

Kobe Bryant. Zuchwały, arogancki, fantastyczny

Drugiego cudu nie było

Jego sportowe triumfy i indywidualne osiągnięcia można by wymieniać bardzo długo, poprzestańmy na najważniejszych: siedem razy wygrał Super Bowl, pięć razy był wybierany na MVP Super Bowl, trzy razy uznawany za MVP sezonu zasadniczego. Ma na koncie między innymi największą liczbę rozegranych meczów w pierwszym składzie (316), największą liczbę zwycięstw w sezonie regularnym (243), największą liczbę zwycięstw w play-off (35) i największą liczbę podań na przyłożenie (624).

Oto Super Bowl w 2017 roku, Patriots grają z Atlanta Falcons. Drużyna z Atlanty prowadzi 28:3 w końcówce trzeciej kwarty. Odrobić taką stratę zdaje się rzeczą niemożliwą. Tymczasem w ostatniej kwarcie oglądamy niebywały zryw Patriots, wyrównanie, w końcu wygraną zespołu prowadzonego przez Brady'ego. Nie było takiego powrotu w historii NFL. Z czym to porównać w innym sporcie? Może ze słynną remontadą piłkarzy Barcelony, czyli 6:1 w rewanżu z PSG, po przegranej w pierwszym meczu 0:4? Tak czy inaczej to było coś nadzwyczajnego (dla wszystkich), przepięknego (dla Patriots i ich fanów) i brutalnego (dla Falcons i ich kibiców) zarazem. To może najbardziej spektakularny moment w historii Brady'ego, choć oczywiście jest z czego wybierać.

W tym roku prowadzeni przez niego Buccaneers odpadli w drugiej rundzie play-off. Przegrywali w połowie trzeciej kwarty meczu z Los Angeles Rams 3:27, ale Brady poderwał ich do odrabiania strat. Zanosiło się na powtórkę tego niesamowitego meczu opisanego w akapicie wyżej. Ale nic dwa razy się nie zdarza. Ostatnim podaniem Brady'ego na przyłożenie było fantastyczne 55-jardowe zagranie. Na kilkadziesiąt sekund przed końcem meczu Buccaneers wyrównali, ale końcówka należała do Rams. Tym razem cudu nie było, choć był blisko.

Nawet w swoim ostatnim sezonie bohater tej opowieści błyszczał w wielu najważniejszych statystykach. Ktoś zauważył, że słynny hokeista Gordie Howe grał do 52. roku życia, ale po raz ostatni zajmował czołowe miejsca w statystykach w 1963 roku, kiedy miał 35 lat, a Brady utrzymywał się na szczycie do samego końca. Trudno sobie dziś wyobrazić, żeby ktoś pobił jego rekordy. Sportowcy są coraz bardziej długowieczni, ale akurat w lidze NFL, której nazwę tłumaczy się żartobliwie jako Not For Long, czyli Nie Na Długo, twardej i brutalnej, trudno będzie powtórzyć jego osiągnięcia.

Czym się zajmie? Biznesmenem już jest, marka TB12 (z numerem 12 występował na boisku) ma się bardzo dobrze. Mówił, że chce jeszcze bardziej skupić się na rodzinie. Jajowatą piłkę zastąpi pewnie golfową. Kiedy żegnał się z New England Patriots, dziennikarz „The Atlantic" pisał patetycznie: „Każde imperium upada. Upadł Rzym i Imperium Brytyjskie. Odeszli Habsburgowie i Romanowowie. Kończy się więc także dynastia Patriots".

Czytaj więcej

Sebastian Janikowski. Narkotyki, alkohol, przekupstwo i kariera w NFL

Tom Brady był dla rodaków superbohaterem, kiedy Amerykanie spotkają się w niedzielę na imprezach z okazji Super Bowl, będą oglądać mecz, jak każe tradycja jeść skrzydełka kurczaka i pić piwo. Czyli jak zwykle, z tą różnicą, że w tym najważniejszym meczu roku nie zagra już Tom Brady. Ani teraz, ani nigdy więcej. No, chyba że wróci. Nie lekceważcie Benjamina Buttona.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej"

Trwają igrzyska olimpijskie, ale Amerykanie żyją czym innym. W niedzielę na stadionie w Inglewood odbędzie się Super Bowl, finał rozgrywek futbolu amerykańskiego (Cincinnati Bengals grają z Los Angeles Rams). W Stanach to sportowe wydarzenie numer jeden roku. A do tego Tom Brady ogłosił, że się żegna. Brady to legenda, dla wielu rodaków najwybitniejszy sportowiec w historii. Jego głównym rywalem w tej tyleż efektownej, co jałowej dyskusji jest Michael Jordan, ale futbol amerykański, dla Amerykanów po prostu futbol, jest w Stanach popularniejszy niż koszykówka. Inaczej niż w pozostałych częściach świata, dlatego wszyscy kojarzymy Jordana, podczas gdy Brady, wielki idol Ameryki, pozostaje poza USA mało znany.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów