Zbyt dobrze pamiętam tamte czasy, żeby dziś słuchać spokojnie o rządowych planach „repolonizacji" TVN. Zwłaszcza gdy, oprócz szeregu hipokrytów udających, że chodzi o „reeuropeizację" polskiego rynku medialnego czy nawet obronę TVN przed wykupieniem przez Rosjan, sam autor ustawy przyznaje, że istotą projektu jest uzyskanie przez władzę wpływu na największą niezależną telewizję. „Jeśli się uda tę ustawę przeprowadzić i jakaś część tych udziałów zostanie być może wykupiona też przez polskich biznesmenów, będziemy mieli jakiś tam wpływ na to, co się dzieje w tej telewizji" – po kilku dniach kluczenia Markowi Suskiemu wypsnęło się wreszcie, co jest prawdziwym celem ustawy. Jak ten cel byłby realizowany – można sobie wyobrazić, obserwując, kim władza obsadza media lokalne po przejęciu jej przez „polskiego biznesmena" Daniela Obajtka. O wnioskach płynących z tego, jak wygląda telewizja publiczna w całości kontrolowana przez władzę, szkoda nawet wspominać, a przecież Suski życzyłby sobie, żeby TVN wzorował się właśnie na TVP.