[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/02/paulina-wilk-wielkanocny-test-z-niewiedzy/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]
Tak mi żal Wielkanocy. Wbrew powszechnej tendencji, ją lubię bardziej. I co roku mam ochotę pogłaskać ją po głowie, pocieszyć, mówiąc, że powinna czuć się wyjątkowa, bo na przekór współczesnemu światu pozostaje nieodgadniona i tajemnicza. Nie rozgryzł jej nawet sektor sprzedaży, bo tego, co niewiadome i niewypowiedziane, nie da się opakować. Można kupić czekoladowe jajko i malowanego zająca, ale to mało.
Ludzie lubią wiedzieć, ludzie dzisiejsi – chcą wiedzieć na pewno. A cały kłopot z Wielkanocą polega na tym, że nie wiemy. Napotykamy tajemnicę. Tajemnica jest w naszej rzeczywistości – pochłoniętej manią ustalania, znajdowania definicji i naukowych potwierdzeń – czymś szalenie niewygodnym, niechcianym, wywołującym nieznośny niepokój. Dlatego potężna część ludzkości została zaprzęgnięta do poszukiwania rozwiązań: naukowcy, lekarze, dziennikarze, informatycy, prawnicy, fachowcy od reklamy i marketingu, socjolodzy, psycholodzy – wszyscy pochłonięci są służbą na rzecz odpowiedzi.
Mają pomóc rozplątać supeł wątpliwości, przeprowadzić nas przez życie, z każdym dniem bardziej zawikłane. Ale im lepiej wywiązują się z tego zadania, tym bardziej wszystko komplikują i tym mniej wyjaśniają. Znajdowane przez nich odpowiedzi są fragmentaryczne, dotyczą wąskich dziedzin, pozwalają ugasić lokalny pożar, ale nie uwalniają od niepokoju. Im więcej odkryć naukowych, wiedzy i narzędzi jej poznania, tym silniej przyzwyczajamy się do myśli, że każde zdanie, zakończone uwierającym znakiem zapytania, ma swój odpowiednik – oznajmujący, zamknięty niosącą ukojenie kropką.
Rozmawiając ze znajomymi, coraz rzadziej mówię: „Nie wiem”, a coraz częściej: „Czekaj, sprawdzę w Google’u”. Coraz gorzej znoszę niepewność, tracę zdolność wątpienia, nie szukam rozwiązań we własnym umyśle, przestaję wierzyć, że odpowiedź może przyjść jutro, za miesiąc. Może nie przyjść nigdy.