Wielkanocny test z niewiedzy

Gdyby Wielkanoc była kobietą, siedziałaby zapłakana w kącie, przekonana, że nikt jej nie kocha i nie docenia. Szlochałaby na myśl, że w porównaniu z Bożym Narodzeniem zawsze wypada gorzej i jakoś blado – jest mniej spektakularna, mniej celebrowana, dla większości z nas mniej ważna, a przede wszystkim niezrozumiała

Aktualizacja: 02.04.2010 20:02 Publikacja: 02.04.2010 19:48

Paulina Wilk

Paulina Wilk

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/02/paulina-wilk-wielkanocny-test-z-niewiedzy/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]

Tak mi żal Wielkanocy. Wbrew powszechnej tendencji, ją lubię bardziej. I co roku mam ochotę pogłaskać ją po głowie, pocieszyć, mówiąc, że powinna czuć się wyjątkowa, bo na przekór współczesnemu światu pozostaje nieodgadniona i tajemnicza. Nie rozgryzł jej nawet sektor sprzedaży, bo tego, co niewiadome i niewypowiedziane, nie da się opakować. Można kupić czekoladowe jajko i malowanego zająca, ale to mało.

Ludzie lubią wiedzieć, ludzie dzisiejsi – chcą wiedzieć na pewno. A cały kłopot z Wielkanocą polega na tym, że nie wiemy. Napotykamy tajemnicę. Tajemnica jest w naszej rzeczywistości – pochłoniętej manią ustalania, znajdowania definicji i naukowych potwierdzeń – czymś szalenie niewygodnym, niechcianym, wywołującym nieznośny niepokój. Dlatego potężna część ludzkości została zaprzęgnięta do poszukiwania rozwiązań: naukowcy, lekarze, dziennikarze, informatycy, prawnicy, fachowcy od reklamy i marketingu, socjolodzy, psycholodzy – wszyscy pochłonięci są służbą na rzecz odpowiedzi.

Mają pomóc rozplątać supeł wątpliwości, przeprowadzić nas przez życie, z każdym dniem bardziej zawikłane. Ale im lepiej wywiązują się z tego zadania, tym bardziej wszystko komplikują i tym mniej wyjaśniają. Znajdowane przez nich odpowiedzi są fragmentaryczne, dotyczą wąskich dziedzin, pozwalają ugasić lokalny pożar, ale nie uwalniają od niepokoju. Im więcej odkryć naukowych, wiedzy i narzędzi jej poznania, tym silniej przyzwyczajamy się do myśli, że każde zdanie, zakończone uwierającym znakiem zapytania, ma swój odpowiednik – oznajmujący, zamknięty niosącą ukojenie kropką.

Rozmawiając ze znajomymi, coraz rzadziej mówię: „Nie wiem”, a coraz częściej: „Czekaj, sprawdzę w Google’u”. Coraz gorzej znoszę niepewność, tracę zdolność wątpienia, nie szukam rozwiązań we własnym umyśle, przestaję wierzyć, że odpowiedź może przyjść jutro, za miesiąc. Może nie przyjść nigdy.

Trudno jest nie wiedzieć, stać twarzą w twarz z wielkanocną tajemnicą, wejść do kościoła i patrzeć na otwarte tabernakulum. Tym trudniej, że od dzieciństwa uczymy się rozwikływania zagadek. Każde nowe słowo daje nazwę rzeczom i zjawiskom, każde zadanie z matematyki – prawidłowy wynik, każda lekcja biologii, fizyki i chemii wkłada nam do ręki cząsteczkę, z której budujemy życiową materię. Nikt nas nie uczy wątpić, nikt nie prowadzi zajęć z pokory wobec niewiedzy. Pozostawiamy tę zdolność księżom i filozofom, o których często myślimy, że są pogrążeni w nieprzydatnych rozmyślaniach, oderwani od życia. Bo w życiu nie ma miejsca na niewiadome.

Może dlatego mniej lubimy Wielkanocy – jest wielkim testem wiary, trwającym trzy dni osieroceniem – chroniąca nas zazwyczaj wiedza nie ma tu nic do roboty. Zostajemy sami, przed pustym grobem, z ciszą i pytaniami, od których nikt nas nie uwolni. W czasie Wielkanocy Bóg jest wymagający.

Inny niż w Boże Narodzenie, kiedy staje się ludzki i ucieleśniony, pomaga nam uwierzyć, pozwala „zobaczyć” odpowiedź. Łatwiej tamte święta lubić, łatwiej wtedy czuć się dobrze. Teraz trzeba się mierzyć z konsekwencjami, ze znaczeniem boskiego gestu i poświęcenia Chrystusa. Teraz przychodzi czas trwogi, a rolę jedynych opiekunów pełnią duchowni, którym ufamy z coraz większym trudem. Bo okazują się niedoskonali, często równie jak my bezbronni wobec tego, co niezrozumiałe. A jeszcze na co dzień ich autorytet jest nadwątlony, przegrywa ze wspomnianą już armią poszukiwaczy odpowiedzi.

Trzy dni to nie tak znów długo. Ostatecznie można Triduum Paschalne jakoś przeczekać, koncentrując się na babach i mazurkach. A w Wielkanocny poniedziałek oddać się radosnemu polewaniu, które ma dwie wielkie zalety: budzi miłe wspomnienia z dzieciństwa i pozwala odetchnąć z ulgą, że wiszący ciężko nad głową znak zapytania wreszcie zniknął.

Ale jeśli Wielkanoc jest testem z niewiedzy, rocznym sprawdzianem trwania wobec pytań, to można go też zdać. Ucieszyć się życiem wolnym od obowiązku znajdowania odpowiedzi. Popatrzeć na zeszyt z wielkim równaniem i uwierzyć, że istnieje rozwiązanie, które się w głowie nie mieści. Jeśli Bóg jest tajemnicą, to jest nią również człowiek. A wątpienie jest dozwolone nie tylko trzy dni w roku.

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/02/paulina-wilk-wielkanocny-test-z-niewiedzy/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]

Tak mi żal Wielkanocy. Wbrew powszechnej tendencji, ją lubię bardziej. I co roku mam ochotę pogłaskać ją po głowie, pocieszyć, mówiąc, że powinna czuć się wyjątkowa, bo na przekór współczesnemu światu pozostaje nieodgadniona i tajemnicza. Nie rozgryzł jej nawet sektor sprzedaży, bo tego, co niewiadome i niewypowiedziane, nie da się opakować. Można kupić czekoladowe jajko i malowanego zająca, ale to mało.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Plus Minus
O czym Brazylia przypomniała Muskowi? Mimo wyraźnych poglądów, zdarza mu się ugiąć
Plus Minus
Falafel w taco – najgorsze danie dla Trumpa
Plus Minus
Zakupy pod dyktando AI. Wolna wola czy wolne żarty?
Plus Minus
Martwa natura Putina. Ekologiczna katastrofa w Rosji jest groźna także dla nas
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Polscy politycy skręcają w kierunku, który potępia papież