Przedwojenne pałacyki – rudery przeistoczyły się w luksusowe rezydencje albo z tabliczką „na sprzedaż" czekają na filantropa, który im pomoże w tej metamorfozie. Wszystkie drogi prowadzą do Starej Papierni. W galerii handlowej z czerwonej cegły można wpaść do Włocha na czarne papardelle z krewetkami, albo do Bliklego na słynne śniadanie kawiorem i jajkiem po wiedeńsku. Dla amatorów – amerykańska księgarnia, dla mojej żony – bar sushi. Poza tym od rana kilka ulic dalej, w słynnej cukierni u Buchmana tłok i przemiłe kelnerki. Wszędzie coś się buduje – drogi, korty, baseny – no, Beverly Hills.

W 1953 roku byłem w Oborach – o mały spacerek od Konstancina – w byłej rezydencji Potulickich, wtedy już zamienionej na Dom Pracy Twórczej dla pisarzy. Graliśmy z Tadziem Konwickim w siatkówkę przeciwko braciom Mularczykom (jeden z nich pisywał pod pseudonimem Roman Bratny) i biliśmy ich do zera. Rano, na kacu, straszył Broniewski, odczytując swoje nowe wiersze. Na tarasie popijał kawę Tuwim – słowem: historia literatury.

Do Konstancina chodziło się do słynnej restauracji Franciszka Berentowicza na znakomite kurczaki po polsku z niezapomnianym nadzieniem. Były też raki. Mówili, że z Łap. Wpadał tam – do restauracji, nie do Łap – nawet Józef Cyrankiewicz. Mieszkał w pobliskiej dzielnicy rządowej. W stronę Skolimowa można było poprzez siatki ujrzeć Bolesława Bieruta grającego w tenisa. Ciekawy widok.

My mieszkaliśmy w Oborach, jakoś to sobie załatwiliśmy. W ogóle był to czas załatwiania. Któregoś poranka szliśmy drogą do Konstancina. Naprzeciw wybiegła nam pani Sternowa – żona scenarzysty – wymachując rękami. Stanęliśmy. Ona wracała właśnie z porannej kawki u Berentowicza. „Nie macie pojęcia co za bomba! Beria aresztowany!". No rzeczywiście, stało się coś, co wydawało się niemożliwe. Wiadomość jak piorun z jasnego nieba. „Słyszałam przez radio" – nadawała dalej Sternowa. „Ale jakie?" – ktoś chciał być precyzyjny. „No, Warszawa!". Wracamy do pałacu. Na trawniku malowniczo rozrzucone leżą polskie pióra – Broniewski czyta wiersze.

Sternowa krzyczy: „Wy tu leżycie, a tymczasem Beria aresztowany!". Na to jeden z pisarzy, podejrzewany o kontakty z UB, wstaje i mówi ponurym głosem: „Proszę przy mnie takich głupstw nie powtarzać". Sternowa złapała go za rękę, zaciągnęła do jadalni, nastawiła radio i kazała słuchać. „Tu Polskie Radio Warszawa. Dziś został aresztowany...". Jej partner skamieniał i zamilkł. Taka jest historia związku Berii z Beverly Hills.