Okłady na litewskie traumy - komentarz Jerzego Haszczyńskiego

Zbigniew Gluza, szef zajmującego się trudną przeszłością naszego regionu Ośrodka Karta, powiedział w „Newsweeku Historii", że zajęcie Wilna przez Polskę w 1920 roku było błędem i trzeba za tę okupację Litwinów przeprosić.

Publikacja: 26.10.2014 12:54

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Ściślej ma to uczynić prezydent Bronisław Komorowski, by uleczyć litewską traumę.

Nie bronię nikomu formułowania karkołomnych tez, wczuwania się w skomplikowane problemy psychologiczne narodów i grup społecznych. Ale namawianie prezydenta, by wyparł się tego, że Wilno należało w dwudziestoleciu międzywojennym do Polski na takich samych zasadach jak Warszawa, Kraków, Lwów czy Gdynia, to już działalność szkodliwa.

Po pierwsze – Polska po kilkunastu dekadach zaborów musiała sobie wywalczyć granice poprzez powstania czy bunty. Dotyczyło to nie tylko Wileńszczyzny, ale i Wielkopolski czy części Śląska. Dlaczego więc mielibyśmy teraz przepraszać wyłącznie za Wilno – a nie za Poznań czy Rybnik? A tak na serio – dlaczego w ogóle mamy przepraszać za to, że miasto zamieszkane wówczas w większości przez Polaków nie znalazło się w Polsce?

Teraz są tam mniejszością i nikt przytomny nie podważa, że jest to stolica Litwy. Podważanie dzisiejszych granic nie jest w Polsce tolerowane.

Po drugie – po pierwszej wojnie Litwa przejęła Kraj Kłajpedzki w podobny sposób, jak Polska weszła w posiadanie Wilna. Odbyło się to w stylu generała Żeligowskiego. Nic mi nie wiadomo o jakichkolwiek przeprosinach ze strony Litwy za przejęcie tego regionu, zamieszkanego wówczas w większości przez Niemców.

Litwini nie mogą się pogodzić nie tylko z tym, że przez kilkanaście lat XX wieku Wilno było polskie. Mają też teraz problem z przynależnością obwodu kaliningradzkiego do Rosji. Wielu postrzega go jak małą Litwę. O włączeniu jej do dużej Litwy marzy, a w każdym razie marzył kilkanaście lat temu, gdy o tym rozmawialiśmy, nawet otrzaskany z Zachodem poeta i publicysta Tomas Venclova. A wielu polityków litewskich snuło wtedy plany przejęcia małej Litwy, bo ich zdaniem status obwodu kaliningradzkiego był w epoce radzieckiej tymczasowy. Teraz to przycichło, Moskwa nie przyjęłaby takich projektów pokojowo, ale może trauma kaliningradzka nadal Litwinów dręczy.

Marzenia niedużego narodu o wielkim państwie nie są problemem Polski.

Po trzecie – i to najważniejsze – namawianie prezydenta do przeprosin za „błędy" przedwojennej Polski jest zupełnie oderwane od tego, jaką politykę historyczną prowadzą nasi sąsiedzi, z którymi ocena przeszłości nas dzieli. Niemcy i Rosja nie są dziś w nastroju do przepraszania (Litwa czy Ukraina również nie). I stanowczo przedstawiają swoją wizję przeszłości.

Rosja nie toleruje podważania zasług Stalina w obaleniu Hitlera.

Niemcy są skupieni na przerzucaniu winy za zbrodnie Trzeciej Rzeszy na nazistów i wykazywaniu, że większość Niemców miała co najmniej wątpliwości co do polityki Hitlera. Mam na myśli oficjalną politykę historyczną, przekazywaną i przez kulturę masową. Pomysły przepraszania czy stawiania pomnika polskim ofiarom pojawiają się w niszowych środowiskach.

W niszy powinien pozostać i Zbigniew Gluza ze swoimi pomysłami.

Polska powinna prowadzić stanowczą politykę historyczną, bo konkurencja na tym rynku jest bardzo silna. Bicie się we własne piersi jeszcze pogorszy pozycję Polski na – ujmijmy to w ten sposób – międzynarodowym rynku historycznym.

A Gluza domaga się przecież, by do problemów z wizerunkiem antysemickim, rusofobicznym i nacjonalistycznym prezydent Komorowski dołożył nam jeszcze image okupantów.

Jest jeszcze czwarty powód – przepraszanie Litwinów i tak by nic nie dało. Jak wiele innych gestów wykonanych przez Polaków pod ich adresem w ostatnim ćwierćwieczu.

Ściślej ma to uczynić prezydent Bronisław Komorowski, by uleczyć litewską traumę.

Nie bronię nikomu formułowania karkołomnych tez, wczuwania się w skomplikowane problemy psychologiczne narodów i grup społecznych. Ale namawianie prezydenta, by wyparł się tego, że Wilno należało w dwudziestoleciu międzywojennym do Polski na takich samych zasadach jak Warszawa, Kraków, Lwów czy Gdynia, to już działalność szkodliwa.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Żadnych czułych gestów
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy