Ciekawe, że przeciw otwarciu tych zawodów wcześniej zaprotestowały dwa ministerstwa – Finansów i Gospodarki. To zapewne nie ułatwi prac nad i tak już kontrowersyjną reformą.
Idea Gowina wydaje się słuszna, zakładając, że kalkulacje ekonomiczne, które legły u podstaw reformy, rzeczywiście się potwierdzą i przełożą na otwarcie rynku i wzrost zatrudnienia. Nie ma bowiem wątpliwości, że w Polsce przez całe dekady dominował administracyjno-zachowawczy sposób myślenia. Filozofia była taka: dzięki ograniczeniom do wybranych profesji trafią tylko najlepsi. To uchroni konsumentów przed ludźmi przypadkowymi, miernotami bez zasad etycznych. Szybko się okazało, że to slogan służący ochronie rynku dla wybranych.
Niewątpliwie skala zmian jest ogromna. Próba nowelizacji w trzech ratach blisko 200 ustaw nie zdarza się często. Były takie próby podejmowane podczas wprowadzenia tzw. ustawy czyszczącej, kiedy Polska wdrażała prawo europejskie, oraz w ramach tzw. usuwania barier dla przedsiębiorców, co zresztą zakończyło się wątpliwym sukcesem.
Szybka nowelizacja wielu przepisów naraża jednak autorów na błędy, a także ryzyko kwestionowania zmian na późniejszych etapach legislacyjnych, finalnie zaś przez Trybunał Konstytucyjny. Zwłaszcza że opór środowisk nieprzychylnych zmianom jest coraz większy.
Minister może być za to spokojny o poparcie polityczne, gdyż reformie nie sprzeciwia się opozycja.