Nie wydaje mi się to szczególnie interesujące, zwłaszcza że z góry wiem, co powiedzą. Niestety, jako konsument mediów jestem tak intensywnie bombardowany ich opiniami, że wiedzieć muszę.
Skądinąd z tymi, którzy ze swoimi poglądami się afiszują, dałoby się nakręcić nie byle jaki film. Spójrzcie państwo na tę obsadę: Krystyna Janda, Maja Ostaszewska, Magdalena Cielecka, Janusz Gajos, Andrzej Seweryn, Daniel Olbrychski, Wojciech Pszoniak, Maciej Stuhr i aktor honoris causa Marek Kondrat (obecnie pracownik pewnego banku). Scenariusz i reżyseria – Agnieszka Holland albo Juliusz Machulski, muzyka – Kayah albo Maciek Maleńczuk. Wszystko to są artyści utalentowani, w większości wręcz wybitni i w sumie, jakby chcieli zdziałać coś wspólnie, mielibyśmy pewnie powody do radości.
Niestety, na razie wspólnie jedynie demonstrują swoje poglądy polityczne. Zazwyczaj w niezbyt dobrym stylu. By wspomnieć, doprawdy kuriozalny, zawstydzający wręcz, występ trzech bohaterów „Ziemi obiecanej" na niedawnej demonstracji opozycji, podczas którego zamiast skupić się na tym, co mówią, koncentrowali się na tym, jak wyglądają i gestykulują. Kto widział, niech żałuje, tego nie da się łatwo odzobaczyć.
Przy tej okazji można postawić pytanie zasadnicze: po co polskiemu artyście poglądy polityczne? I po co je demonstruje, skoro (prawie) wszyscy koledzy myślą to samo, znaczy: nie lubią PiS-u. Trudno nie uznać tego za wyraz środowiskowego konformizmu, który udaje nonkonformizm. Nie kwestionuję szczerych intencji, ale efekt jest taki, że to prosty sposób na zaistnienie w poważnym dyskursie, bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów.
Obecny rząd jest wobec środowisk artystycznych bezradny. Praktycznie nie ma tam zwolenników, musi więc tolerować afronty. Szczególnie spektakularnym był udział we wspomnianej wyżej demonstracji Andrzeja Seweryna, którego teatr ledwie kilka miesięcy wcześniej uzyskał poważne wsparcie ministerstwa. Jest tak jak w anegdocie o Stalinie, któremu Łunaczarski skarżył się na pisarzy. A w odpowiedzi usłyszał: „No drugich pisatieliej u nas niet" – ale innych pisarzy u nas nie ma...