roda. Zawalił się Pałac Kultury. Stary był, z pięćdziesiąt lat, to i się zawalił. Wszyscy od razu z mordą, że to my, ale przecież tam nie kopiemy. Tego się trzymamy, choć podobno chłopaki tam byli po robocie, na zwiedzanie i jeden spłuczkę urwał. No, ale żeby od tego cały pałac? Nie, to niemożliwe. Mała apokalipsa po prostu.
W
torek. Miał być mecz z Anglikami, ale zaczęło padać, więc się dachu nie dało zasunąć. Straszna afera, bo wydali pierdyliard dolarów, a tu na łeb się leje, na boisku woda stoi, a dachu zamknąć się nie da, bo pada, „Patrz, nasi tu byli!” – rozczulił się na ten widok Rudy. Naprawdę nie wiem, o co mu chodziło.
A
le wyszło na to, że miał rację, bo miesiąc wcześniej chłopaki z B 2 dokopali się na jakieś boisko i dreny czy drony powyrywali niechcący. Z kierownikiem boiska, panem Zdzisiem, co ma takie śmieszne nazwisko, rozpili literka, a on im przykazał, żeby nic nie mówili, spoko, zwali się winy na krety. Łebski gość, mówił, że miał ministrem sportu zostać zamiast tego pośmiewiska, ale sam jest za bardzo mordziasty i źle wypadł na castingu. Donald (skąd on takich ludzi zna?!) nawet nalegał, ale taki młodszy, czarniawy pokazał mu w kamerze i w końcu wybrali tę babkę.