Reklama

Carlos Ghosn: Bronimy zysku i miejsc pracy

Wszyscy chcą sprzedawać auta elektryczne i autonomiczne. To przyszłość motoryzacji. Pytanie brzmi, jak szybko i daleko pójdzie rozwój tych rynków – mówi Danucie Walewskiej prezes Renault Nissan Alliance Carlos Ghosn.

Aktualizacja: 05.10.2016 19:54 Publikacja: 05.10.2016 19:17

Carlos Ghosn: Bronimy zysku i miejsc pracy

Foto: Bloomberg

Rz: Podczas salonu motoryzacyjnego w Paryżu Renault zaprezentował baterię, która ma zagwarantować elektrycznemu Zoe osiągnięcie zasięgu 400 km. Czy może pan powiedzieć kierowcom, którzy wsiadają do takiego auta: możecie jechać spokojnie?

Carlos Ghosn: Teoretycznie jest to 400 km w warunkach laboratoryjnych, a 300 km gwarancji w warunkach rzeczywistych. Ale mogą być spokojni.

I Nissan, i Renault mają już mocną konkurencję w produkcji aut z napędem elektrycznym. Czy cieszy to pana, czy obawia się pan tej konkurencji?

Zdecydowanie się cieszę. Na początku byliśmy w tym segmencie sami, ale już sprzedaliśmy ponad 350 tys. takich aut. I nie będę wspominał prześmiewczych komentarzy, atmosfery sceptycyzmu. Pamiętam jednak, jak mówiłem 7 lat temu, że jest nie do utrzymania sytuacja, kiedy na rynku są auta napędzane wyłącznie tradycyjnymi paliwami. Więc dzisiaj z satysfakcją słyszę, kiedy ci, którzy z nas kpili, zapowiadają, że co roku będą wprowadzać na rynek auto z takim napędem. Dla mnie to bardzo miła niespodzianka, że aż tylu producentów dołączyło do nas i zgodnie mówią, że auta elektryczne są częścią przyszłości motoryzacji, bo bardzo trudno będzie konkurować na rynku bez auta z takim napędem.

Czyli nie obawia się pan konkurencji?

Reklama
Reklama

Oczywiście także i na tym rynku znacznie lepiej byłoby jej nie mieć. Ale naprawdę w tym wypadku cieszę się, że jest, bo razem szybciej pojedziemy do przodu. Dla mnie największym zaskoczeniem jest jednak, że dzisiaj głównym rynkiem zbytu aut elektrycznych będą Chiny, tymczasem wszyscy stawiali na Stany Zjednoczone. I w Chinach niestety straciliśmy pozycję lidera w sprzedaży tego typu aut, bo wiele miejscowych firm wzięło się za ich produkcję. To nas właśnie skłoniło do przygotowania specjalnego modelu małego auta elektrycznego na rynku chińskim. W tej chwili więc jedyne pytanie, na które nie znamy odpowiedzi, brzmi: jak szybko i jak daleko pójdzie rozwój tego segmentu rynku. Jest to w dużej mierze uzależnione od regulacji poziomu emisji np. w centrach miast. Nie wykluczam, że dojdzie do sytuacji, kiedy do centrów wielkich miast będzie można wjechać autem tylko z czystym napędem.

Renault sam miał problemy z poziomem emisji spalin, która była wyższa od deklarowanej. Czy nie uważa pan, że dojście do poziomu „czystych" spalin może okazać się poważnym kłopotem?

W przejrzysty sposób wyjaśniliśmy ten problem. Bo jego podstawą było, na ile wyniki z laboratorium różnią się od tych, jakie auto osiąga na drodze. A to, jak wiadomo, jest uzależnione od wielu czynników. Zupełnie inną sprawą jest, kiedy producent oszukuje, montując niedozwolone aplikacje. Władze brytyjskie, niemieckie i francuskie przeprowadziły dochodzenie i okazało się, że żaden producent nie oszukiwał tak jak jeden z naszych konkurentów. Powinny powstać jasne regulacje dotyczące dozwolonego poziomu emisji w normalnych warunkach eksploatacji auta i wszystkich będą obowiązywały takie same warunki. I to konsument będzie mógł wybrać, czy kupuje najtańsze auto dostępne na rynku, ale wysokoemisyjne, czy też postawi na innowacyjność i ekologię.

Nissan jest również liderem w segmencie aut autonomicznych. Jak widzi pan przyszłość tego rynku?

Podobnie jak w przypadku aut z napędem elektrycznym, do ich produkcji przymierzają się praktycznie wszyscy. W Nissanie testujemy takie auta i cały czas słyszymy kolejne zapowiedzi, nawet taksówki bez kierowcy wożą już pasażerów w Singapurze. Czym innym są jednak małe projekty, a czym innym rynek masowy. Takie auta muszą jeszcze zostać zaakceptowane przez regulatorów rynku, a to już zupełnie inna historia. W naszym centrum technicznym mamy auta w pełni autonomiczne. Ale droga do tego, by stały się one legalnym środkiem transportu na drogach publicznych, jest bardzo daleka. Sądzę, że pojawią się one w krajach z uporządkowanym ruchem na drogach – w Japonii, Stanach Zjednoczonych, Francji, czy Niemczech, gdzie pojazdy zatrzymują się przed czerwonym światłem, bo kierowcy respektują przepisy.

Nissan ma dużą fabrykę w Sunderland w Wielkiej Brytanii. Jak teraz w obliczu Brexitu widzi pan jej przyszłość?

Reklama
Reklama

Zacznijmy od tego, że nikt dzisiaj nie wie, na czym będzie polegał Brexit. Jeśli Wielka Brytania wyjdzie z Unii Europejskiej, ale warunki wymiany handlowej pozostaną bez zmian, nie będzie ceł ani obciążeń pozataryfowych, dla nas nie będzie to oznaczało jakiejkolwiek zmiany. Natomiast jeśli wyjście z UE będzie oznaczało bariery w handlu i cła, inne ograniczenia. To będzie zupełnie inna historia. Ponad 80 proc. produkcji zakładu w Sunderland jest eksportowane, głównie do innych krajów Europy. Czekamy więc, aż zostaną podjęte ostateczne decyzje, co zapewne potrwa kilka lat.

Jeśli więc stanę przed koniecznością zwiększenia produkcji i rozbudowy zakładu w Sunderland, to nie zrobię tego bez negocjacji z brytyjskim rządem, który musi mi zagwarantować warunki prowadzenia biznesu, gdyby doszło do niekorzystnego obrotu sprawy i np. nagle miały zacząć obowiązywać cła. To jest biznes i decyzje będziemy podejmowali zawsze na podstawie faktów.

Zdecydował pan, że najmniejszy model Nissana – Micra – będzie produkowany we francuskiej fabryce Renaulta. Czy jest możliwe produkowanie auta z segmentu B w kraju, gdzie siła robocza jest droga?

Zarobimy na Micrach produkowanych we Francji. Gdyby tak nie było, produkowalibyśmy je gdzie indziej. Inaczej nie podjęlibyśmy takiej decyzji, bo założenia co do zysku ze sprzedaży auta nie da się negocjować. Musimy pilnować kosztów i zawsze być przygotowani na podjęcie decyzji: czego bronimy: zysku, czy miejsc pracy? Na razie staramy się bronić i jednego, i drugiego. W tej chwili nie mamy z tym problemu, bo rynek rośnie, a nasze moce są w pełni wykorzystane.

Nissan był kiedyś znanym producentem aut sportowych. Teraz te modele są raczej przestarzałe. Czy zamierza pan powrócić do tego segmentu?

Auta sportowe są specyficzne, bo w mediach stanowią one ok. 80 proc. informacji, podczas gdy w naszym biznesie jest to nie więcej niż 10 proc. obrotów. Ale rzeczywiście, auta sportowe doskonale wspierają wizerunek producenta: że ma nowoczesne technologie, ciekawe rozwiązania. Sądzę, że w Nissanie będziemy mieli silną niszę aut sportowych, chociaż bardzo wątpię, czy będzie ona zwiększała się tak szybko, jak jest to w przypadku innych modeli.

Reklama
Reklama

CV

Carlos Ghosn ma trzy obywatelstwa: libańskie, brazylijskie i francuskie. W branży jest uważany za najskuteczniejszego „pogromcę kosztów". Sławę zyskał jako człowiek, który uratował Nissana. Skończył prestiżowe francuskie Ecole Polytechnique i Ecole des Mines. Ma 62 lata.

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama