Rz: Przejął pan tekę ministra ds. górnictwa w najgorętszym okresie: braku pieniędzy na wpłaty dla górników, niepowstania Kompanii Węglowej i realnego upadku JSW. Co zostawili panu poprzednicy?
Grzegorz Tobiszowski: Jastrzębska Spółka Węglowa właściwie postawiona w stan upadłości. Kompania Węglowa bez perspektyw na pozyskanie środków finansowych dla programu naprawczego. Węglokoks, który wyłożył na zakup czterech kopalń 500 mln zł, nie miał ani kopalń, ani pieniędzy – bo pieniądze zostały po prostu przejedzone. Do tego z końcem roku wygasała ustawa, w oparciu o którą prowadzono restrukturyzację górnictwa. Poprzedni rząd przejął też nasz pomysł synergii potencjałów, zresztą nieudolnie, bo nic de facto nie zrobił.
Rząd rządem, ale spółki mają menedżerów, którzy są od tego, by na zagrożenia reagować z wyprzedzeniem.
Nikomu nie było na rękę psuć huraoptymistycznych nastrojów. Dopiero po sprzedaży kopalni Knurów-Szczygłowice przez tonącą Kompanię Węglową było wiadomo, że to decyzja fatalna dla obu spółek – JSW jako kupującej i Kompanii, która dostała nagle z nieba ogromne pieniądze, po to tylko, by je przejeść, bo nie przedłożyła właścicielowi żadnego programu naprawczego. Dla JSW też był to najgorszy moment – żeby tego mercedesa można było użytkować, należało w niego zainwestować. A JSW nie miała już pieniędzy, bo kopalnie kupowała z kredytu. I tak jedną decyzją właścicielską, którą sprzedawano jako sukces, rozłożono dwa podmioty. Tak właściciel nie może robić.
Decyzją rządu PO–PSL 11 kopalń miało przejść do Towarzystwa Finansowego Silesia. Rząd Ewy Kopacz dokapitalizował towarzystwo pieniędzmi z innych swoich spółek, m.in. PGNiG, PZU i PGE, o wartości 1,4 mld zł. Jaką rolę widzi pan dla TS Silesia?