Rz: Marzec był 19. miesiącem deflacji w Polsce. A prognozy Instytutu Ekonomicznego NBP sugerują, że dynamika cen konsumpcyjnych jeszcze przez dwa lata będzie poniżej nie tylko celu inflacyjnego NBP, ale nawet dolnej granicy pasma dopuszczalnych odchyleń od niego. RPP nie uznaje tego za przesłankę do łagodzenia polityki pieniężnej?
Grażyna Ancyparowicz: Prognoza inflacji w znacznej części ma charakter ostrzegawczy, pokazuje tendencje, jakie utrzymają się w przypadku kontynuacji dotychczasowych trendów. Nie uwzględnia szoków na rynkach finansowych ani surowcowych. Abstrahuje od następstw klęsk żywiołowych. Ponadto prognoza, o której pan wspomniał, będzie podlegała rewizji jeszcze co najmniej dwa razy w ciągu tego roku, a w tym czasie wiele może się zdarzyć.
Czy wyobraża pani sobie jakieś okoliczności, które mogłyby sprawić, że dynamika cen poniżej celu stanie się przesłanką do obniżki stóp?
Cel inflacyjny to tylko kompas którym kieruje się RPP w procesie decyzyjnym, dlatego raczej nie powinno się mówić o „dopuszczalnym" przedziale odchyleń dynamiki cen. Polityka pieniężna powinna zapewnić stabilność siły nabywczej złotego w takim stopniu, aby wspierać wzrost polskiej gospodarki w średniej perspektywie, a tak się właśnie dzieje. Obniżka stóp procentowych - rekordowo niskich jak na polskie warunki - mogłaby okazać się konieczna, gdyby silny strumień „gorącego pieniądza" z krajów, gdzie wprowadzono ujemne stopy procentowe zagroził stabilności systemu finansowego naszego kraju. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne.
Czyli nie obawia się pani, że ekspansywna polityka pieniężna EBC, w połączeniu z dynamicznym rozwojem polskiej gospodarki, poskutkuje nadmierną aprecjacją złotego?