Taki sam powolny, lecz niezależny od niczego ruch wykonuje dziś Unia Europejska. Nie kręci się, lecz integruje. I niezależnie od ideologów grożących rozpaleniem stosów będzie się nadal integrować. Usłyszałem to bardzo wyraźnie w słowach Jean-Claude'a Junckera, szefa Komisji Europejskiej. Na obradach Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES) wygłosił niedługie, swobodne przemówienie. Zabrzmiały w nim też twarde nuty. „Nie jestem wielkim zwolennikiem Europy wielu prędkości. Ale jestem zwolennikiem ruchu zamiast stania w miejscu" – powiedział Juncker. I dodał, że Europa potrzebuje budowania mostów porozumienia między Europą Zachodnią i Centralną.
Czy przekaz może być bardziej jednoznaczny? Europa chce się jednoczyć i zewrzeć szeregi. Widzi w nich nasze miejsce. Ale jesteśmy na różnych brzegach rzeki i musimy najpierw jakoś się skomunikować. Jeśli się to nie uda, to trudno. Europejska karawana pojedzie dalej.
Co ma do tego historia Galileusza i Giordano Bruno? Tylko tyle, że nasi lokalni, nadwiślańscy ideolodzy także mogą głosić swoje teorie. Twierdzić, że Polska stoi – bo właśnie wstała z kolan – a Europa krąży dookoła niej. Niewykluczone, że kilku oponentów tej teorii powędruje na stos. Czy zatrzyma to integracyjny ruch Europy? Czy Jean-Claude Juncker włoży pokutny wór? Przyleci ukorzyć się do Warszawy? Jakoś sobie tego nie wyobrażam.
Można i trzeba się dogadać – budując mosty porozumienia, o których mówił Juncker. Jest o czym rozmawiać. Musimy walczyć o sprawy pracowników delegowanych, chronić nasze firmy przewozowe przed protekcjonizmem Francji i Niemiec. Czy nie lepiej jednak zmagać się z tą przeszkodą w ramach Unii, niż wylecieć poza Schengen? Zamienić problem protekcjonizmu na problem wielodniowej kolejki do odprawy na granicy Unii? Niedługo można będzie pooglądać to sobie na żywo – kiedy Brytyjczycy obudzą się po brexicie na swojej wyspie. Ich gospodarka jest potężna, ale w starciu z unijną machiną nie postawiłbym na nią złamanego szeląga.
Polska może coraz bardziej utwardzać swoje stanowisko, ale to samo może zrobić też Unia. Wtedy dopiero Europa dwóch prędkości stanie się faktem. Kilka najbogatszych krajów przeniesie się na piętro naszego europejskiego domu i tam miło się urządzi. A całej reszcie zostanie przedpokój na parterze. Niby wszyscy będą pod tym samym adresem, ale nie do końca. I my też pewnie będziemy tak nie do końca z takiego obrotu rzeczy zadowoleni.