Niepewność potencjalnych inwestorów, czy decydować się na kupno mieszkania w ciągu miesiąca (by skorzystać z „Rodziny na swoim") oraz dylematy usiłujących sprzedać lokale od miesięcy (za ceny z hossy), powodują, że rynek trwa w zawieszeniu.

Ci, którzy chcą kupić własne M, zastanawiają się, czy nie lepiej byłoby poczekać na nowy program dopłat do kredytów („Mieszkanie dla młodych"), na dofinansowanie do ekologicznych domów oraz na niższe ceny. Poza tym zwolnienia w wielu firmach i brak optymistycznych prognoz dla gospodarki nie dopingują ich do zawarcia transakcji.

Z kolei ci, którzy chcą się pozbyć nieruchomości, zastanawiają się, czy aby nie za bardzo będą musieli obniżyć swoje wymagania cenowe, aby w ogóle ktoś odpowiedział na ich ogłoszenie. A jeśli nawet oddzwoni, to i tak zapyta od razu o rabat. Może więc przeczekać... I tak marazm się pogłębia.

Najbardziej aktywni na koniec roku są deweloperzy. Ponieważ wiedzą, że czego nie sprzedadzą do końca roku – opierając się na „Rodzinie..." i promocjach z nią związanych – przeleży w ich biurach handlowych kolejne miesiące, prześcigają się w rabatach. Prawdziwych albo udawanych – np. cena mkw. mieszkania zmieści się w „rodzinnych" limitach, ale miejsce w garażu musi wtedy kosztować... 70 tys. zł. Strach przed 2013 r. może być złym doradcą dla inwestorów.