Pan T. od lat prowadzi rodzinną agencję pośrednictwa w obrocie nieruchomościami w jednym z miast pod Warszawą. Oferuje m.in. pomoc przy poszukiwaniu działek pod domy. Jak wyglądała usługa zaproponowana przez niego?
Kazał przyjechać przed swoje biuro i powiedział, że zbiera klientów na wycieczkę. I rzeczywiście tak to wyglądało, bo pośrednik był wożony przez klientów – ich prywatnym autem – od pola do pola, aby zrobić rekonesans. Mówił: tu widziałem tablicę, tu coś powinno być, tu będą dzielić grunty.
Następnie kazał się zatrzymać przed ogłoszeniem z numerem telefonu i poczekać w samochodzie. Potem sam wysiadał, dzwonił na numer z pola i negocjował. Potem twierdził, że tu nie chcą, tam nieaktualne albo że należy podjechać do właściciela i porozmawiać, bo podał adres etc.
Pan T. nie jest, niestety, wyjątkiem. Albo więc trzeba znaleźć specjalistę od ziemi wśród profesjonalnych pośredników, albo samemu objeżdżać pola w poszukiwaniu ziemi, bez pseudodoradcy.