Napisał to przed wynalezieniem silników spalinowych, samolotu, przed regularnymi transatlantyckimi rejsami parowców, w 1853 roku („Dziennik Warszawski”). Już wtedy tak postrzegano świat. Wprawdzie tu i ówdzie, już wtedy, rozlegały się jeremiady ostrzegające, że świat zmierza w złym kierunku, ale wówczas nie były w stanie „zakłócić przekonania o bezgranicznych możliwościach otwierających się przed ludzkością”. Tenże „Dziennik Warszawski” w 1851 r. zamieścił pean Wacława Szymanowskiego na cześć Jamesa Watta i maszyny parowej, zakończony słowami: „przez ciebie ludzie, nim wiek jeszcze minie, wzlecą na księżyc w parowej maszynie”.
Nie pomylił się. I nie pomylili się XIX-wieczni czarnowidze wieszczący wyczerpanie surowców i zmiany klimatyczne. Ta fascynująca książka opowiada o tym, jak do tego wszystkiego doszło. Jak ruszyła rewolucja niepodobna do żadnej innej, nie niszcząca, lecz budująca. Postęp techniczny jest wpisany w całe dzieje ludzkości, w epoce lodowcowej też się dokonywał, ale nigdy tak lawinowo jak od połowy XVIII stulecia. W tym niezwykłym okresie zaczęły wymierać żaglowce, pojazdy konne, pojawiły się siewniki, snopowiązałki, walcarki, obrabiarki do żelaza. Żeby wymienić ówczesne wynalazki, potrzeba tomu. A wszystko to nie działo się w próżni społecznej, wpływało na demografię, sztukę, biznes, obyczaje. Autor zdołał ciekawie opowiedzieć o tej największej rewolucji w dziejach ludzkości. Fascynująca lektura.