Reklama

Grzegorz Hajdarowicz: Jak i dlaczego kupiłem "Rzeczpospolitą"

Moje wydawnictwo ma sprzedawać elitarnej grupie odbiorców treści z obszaru gospodarki i prawa. Nigdy nie bawiłem się w politykowanie – mówi właściciel Grupy Gremi, wydawcy „Rzeczpospolitej”.

Aktualizacja: 08.04.2016 10:55 Publikacja: 07.04.2016 19:56

Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Grupy Gremi

Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Grupy Gremi

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Na jakim etapie jest projekt upublicznienia Gremi Media? Jesienią zeszłego roku była mowa o wejściu spółki na giełdę w 2016 r., a także o możliwym wcześniejszym przeprowadzeniu pre-IPO.

Jesteśmy zdecydowani wejść na parkiet, trwają prace nad prospektem emisyjnym. W ostatnich miesiącach sytuacja na rynku kapitałowym nie była jednak sprzyjająca dla debiutantów. Wyczekujemy na odpowiedni moment. Wiele zależy od tego, czy i kiedy dojdzie do likwidacji OFE, co w mojej ocenie oznaczać będzie dalszą destabilizację giełdy. Uważam, że debiut mógłby nastąpić najszybciej pod koniec tego roku, ale bardziej realnym terminem jest chyba pierwsza połowa przyszłego. Jeśli chodzi o pre-IPO, prowadzimy rozmowy nie tylko z funduszami, ale także z innymi podmiotami, które wniosłyby dodatkowe wartości do naszej grupy.

 

Co to za podmioty? To inwestorzy branżowi?

Reklama
Reklama

Powiedzmy, że to zagraniczne firmy związane z internetem, które dałyby nam dodatkowe bodźce związane z rozwojem technologicznym. To naprawdę uznani światowi gracze, niektórzy z amerykańskim rodowodem. Oczywiście rozmowy nie są łatwe. Pytanie podstawowe, jakie zadają, to czy w Polsce są i będą wolne prywatne media. Mam nadzieję, że będą.

Ile pieniędzy Gremi Media chce pozyskać z giełdy?

To relatywnie nieduża kwota. Nasza strategia jest jasna i nie wymaga gigantycznych nakładów. Sprzedajemy treści dla wyspecjalizowanej grupy odbiorców w oparciu o internet. Uzyskaliśmy pozycję lidera e-wydań, niedawno uruchomiliśmy programy telewizyjne na żywo, jako kolejny krok chętnie widziałbym internetowe radio.

A może do IPO w ogóle nie dojdzie? Spekuluje się, że Skarb Państwa chciałby odzyskać „Rzeczpospolitą”. Sprzeda pan wydawnictwo?

Nie wypada mi chyba komentować plotek, zwłaszcza jeśli są rozpowszechniane w złej wierze. Jak dotąd żadnej oferty od Skarbu Państwa nie otrzymałem, a ja nie jestem zainteresowany wycofywaniem się z inwestycji na tym etapie. Nie widzę też powodów, dla których państwo miałoby przejmować prywatne media, ani tego, jakie miałoby uzyskać dodatkowe korzyści z faktu posiadania „Rzeczpospolitej”.

Co jest przyczyną plotek, że kupienie „Rzeczpospolitej” miało podtekst polityczny?

Reklama
Reklama

Rozumiem, że wokół przejęcia przeze mnie w
2011 r. gazety narosło do dziś wiele mitów. Zarzuty, że „spacyfikowałem” redakcję z powodów politycznych, to totalna bzdura! Moja wizja była od początku jasna: „Rzeczpospolita” miała być odpowiednikiem „Financial Timesa”, czyli koncentrować się na sprawach gospodarczych, poprzez wsparcie wolnego rynku i przedsiębiorczości, na tematyce finansowo-prawnej i reprezentować wartości konserwatywne. O takim kształcie gazety rozmawiałem z Tomaszem Wróblewskim i to jemu powierzyłem funkcję redaktora naczelnego. Redakcja była co prawda rozpolitykowana, ale na to też było miejsce. Tygodnik „Uważam Rze” pod kierunkiem Pawła Lisickiego był prawą nogą wydawnictwa Presspublica, a dla przeciwwagi „Przekrój”, którego redaktorem naczelnym był Roman Kurkiewicz – lewą.

Dziś w grupie „Przekroju” nie ma, a dawna ekipa „Uważam Rze” tworzy dwa własne tygodniki.

Muszę przyznać, że reorientacja „Przekroju” z pisma kulturalno-społecznego w społeczno-kulturalne z wyraźnym przechyłem w lewo była błędem, o czym świadczyły wyniki sprzedaży. Próbowaliśmy przywrócić pierwotny charakter, ale było już niestety za późno. Co do „Uważam Rze” – koniec współpracy i decyzje personalne podjęte z końcem roku 2012 były wynikiem nielojalności pewnych osób wobec firmy, a nie konsekwencją ich poglądów politycznych. Dla naszego wydawnictwa wiarygodność i rzetelność są fundamentem. Problemy zaczęły się od słynnego artykułu o trotylu na wraku tupolewa, który łamał tę zasadę. Za to autor i członek zarządu, a zarazem redaktor naczelny Tomasz Wróblewski stracili pracę. Redaktor Lisicki też nie był lojalny, skoro w wywiadzie dla zewnętrznego pisma uderzał w firmę. Dodam tylko, że w tym czasie na naszym firmowym sprzęcie przygotowywano projekt konkurencyjnego tygodnika. Wszystkie te wydarzenia miały miejsce dopiero ponad rok po przejęciu przeze mnie spółki. Wcześniej przez ponad 12 miesięcy współpraca z zespołami redaktorów Wróblewskiego i Lisickiego układała się bez zarzutów. Powtarzam – takie były powody zmian, a nie karanie kogoś za poglądy. Rolą dziennikarzy jest rzetelne opisywanie rzeczywistości oraz uzasadnione i konstruktywne krytykowanie każdego rządu, bo taka jest rola wolnych mediów, bo po to są. Osobiście popieram różnorodność przekonań i jestem zwolennikiem wolnego słowa, a nie toleruję totalitaryzmu i sowieckiego myślenia, popieram wolność przekonań – oczywiście z wyłączeniem jakichś skrajności. Presspublica jest dziś zupełnie inną firmą niż wtedy, kiedy ją przejmowałem w 2011 r. Gdybyśmy jej nie kupili, najprawdopodobniej by zbankrutowała. Sytuacja była dramatyczna, firma była przerośnięta, koszty wysokie i nieuzasadnione, przepalano wcześniej zarobione pieniądze i nie było pomysłu na rozwój w internecie. Wydawnictwo nie sprostałoby wyzwaniom zmieniającego się dynamicznie rynku.

Nie żałuje pan inwestycji w Presspublicę, dzisiejsze Gremi Media?

Nie, chociaż pewnie można było lepiej wynegocjować cenę. Chciałem zbudować koncern mediowy oparty na internecie. Zacząłem od „Przekroju” i pierwszych eksperymentów z aplikacjami i płatnymi treściami, potem kupiłem „Sukces”, próbowałem przejąć „Wprost”. Ale potrzebowałem dużej skali, by ten model biznesu odniósł sukces. Wtedy, tak jak i dziś, dużego wyboru nie było. Presspublica była idealnym aktywem, brytyjski koncern Mecom był w trudnej sytuacji finansowej i w końcu pozytywnie rozpatrzył naszą ofertę. Początkowo nie mieliśmy w planach kupowania pakietu mniejszościowego od spółki kontrolowanej przez Skarb Państwa. Ostatecznie kupiliśmy go za 55 mln zł – uznaliśmy to za bardzo wysoką cenę, dlatego warunkiem było rozłożenie płatności na raty. Do uregulowania zostało jeszcze tylko kilkanaście milionów.

Jak spółka Gremi Media  będzie wyglądać za pięć lat? Czy „Rzeczpospolita” wciąż będzie drukowana na papierze?

Reklama
Reklama

Pewnie spółka będzie na giełdzie, będzie mocno obecna w internecie i z wieloma projektami cyfrowymi i e-commerce. Na papierze będziemy się ukazywać, dopóki będzie na to popyt i ekonomiczne uzasadnienie. Nie sądzę, byśmy byli dziesięć razy więksi niż teraz. Nie taki cel nam przyświeca. Będziemy wyspą wyspecjalizowanych treści na oceanie mediów, które działają może na masową skalę, ale ich oferta jest płytka.

Media
Nieoficjalnie: Warner Bros. Discovery odrzuci ofertę przejęcia przez Paramount
Media
Europa dławi się regulacjami i przegrywa wyścig o AI
Media
Miliarder z Hongkongu może trafić za kratki na resztę życia. Sąd: mózg spisków
Media
Miliarder chętny na zakup TikToka „w zawieszeniu”. Co zrobi Donald Trump?
Media
Zmiany w zarządzie Gremi Media
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama