Pierwsze zaskoczenie: Liv zupełnie nie pasuje do mitu o dzieciach rockowych sław. Niezepsuta, zrównoważona, skromna. Mówi o wewnętrznym kompasie, który pomaga jej podejmować w życiu słuszne decyzje. Ma swoje priorytety – dziś na pierwszym miejscu zdecydowanie jest jej czteroletni synek Milo.
Liv nie udaje, że znane nazwisko nie pomogło jej w karierze. Z drugiej strony jej dzieciństwo nie mogło być zwyczajne, choć – dziś przyznaje – nieraz za takim tęskniła. – Nie mam o to do nikogo pretensji, ale swojego syna chciałabym wychowywać inaczej – mówi.
Historia jej rodziców to opowieść spod znaku sex, drugs and rock’n’roll. I żeby było ciekawej, o tym, kto jest jej biologicznym ojcem, Liv dowiedziała się dopiero gdy była nastolatką. Wcześniej myślała, że jest córką Todda Rundgrena, też gwiazdora rocka i długoletniego partnera matki.
Ponoć Liv sama nabrała podejrzeń i po jednym z koncertów Aerosmith zapytała matkę wprost, czy Steven Tyler jest jej ojcem. Według innej wersji – dostrzegła bliźniacze podobieństwo między sobą i Mią, drugą córką rockmana... Ostatecznie matka potwierdziła, że miała romans ze słynnym Demonem Wrzasku. Od tego momentu Liv zaczęła używać nazwiska Tyler.
Na początek poszła w ślady matki i została modelką. – Do czternastego roku życia byłam pucołowatą dziewczynką z aparatem na zębach, potem zaczęłam błyskawicznie rosnąć i schudłam – wspomina Liv. – Matka zrobiła mi kilka zdjęć, które spodobały się i trafiły na okładkę. Nie wiedziałam, czy właśnie to chcę w życiu robić, ale w ten sposób uniknęłam różnych pułapek: gdy inni ostro imprezowali, pili, brali narkotyki, ja byłam zajęta pracą.