Świetny film chwilami przypomina horror, a przynajmniej dobry dreszczowiec, jak „Ptaki” Hitchcocka. Liczba atakujących zwierząt jest nieprawdopodobna, to nawałnica, której nie da się zatrzymać.
Dokumentaliści przypominają wydarzenia z 1995 roku, kiedy sportowców uczestniczących w meczu Kostaryka – Włochy zaatakowały pszczoły afrykańskie. Te groźne owady lubią otwarte przestrzenie. Prawdopodobnie przelatywały nad boiskiem w poszukiwaniu miejsca na założenie gniazda.
Piłkarze, odganiając intruzów, tylko ich rozwścieczyli. Jak ostrzegają dokumentaliści, w takiej sytuacji najlepiej położyć się płasko na ziemi i przeczekać atak. Jedna pszczoła może użądlić tylko raz, ale pozostawia w ciele ofiary żądło, które uwalnia feromon pobudzający resztę towarzyszek do ataku. Pojedyncze użądlenie rzadko bywa niebezpieczne, ale pszczoły afrykańskie sieją postrach, ponieważ atakują w grupie liczącej setki owadów.
Przyrodnicy tłumaczą, że zbiorowe, skoordynowane działanie daje niedużym zwierzętom niszczycielską siłę. Jedna mała mysz może wystraszyć co najwyżej delikatne panie, ale tysiące gryzoni biegających we wszystkich kierunkach po gospodarstwie rolnym to widok, który prawie każdego przyprawi o ciarki na plecach.
Plaga myszy w Australii pojawia się raz na dekadę, zwykle po wilgotnym, urodzajnym lecie. Samica może rodzić młode co cztery tygodnie. Jej małe osiągają dojrzałość już po pięciu tygodniach. Tak więc w sprzyjających warunkach jedna mysz i jej potomstwo mogą w ciągu roku rozmnożyć się do trzech tysięcy osobników. Na szczęście natura wprowadza mechanizmy regulujące liczebność gryzoni – gdy populacja jest zbyt duża, zaczynają dziesiątkować ją choroby.