Reklama

Ciary od głowy do stóp

25 maja 2012 Gabriela Kownacka obchodziłaby 60. urodziny (zmarła w 2010 roku)

Publikacja: 25.05.2012 19:42

Od początku łączyła wdzięk i urodę z przekonującym, a przecież wysublimowanym aktorstwem. Pamiętamy ją z roli wschodzącej gwiazdy w filmowym musicalu "Hallo, Szpicbródka", ale popularność nie przeszkodziła jej znaleźć miejsca w Teatrze Studio, prowadzonym przez Jerzego Grzegorzewskiego. Grała tam tragiczną postać Ofelii w "Hamlecie" i Lindę w "Zagraj to jeszcze raz" Woody'ego Allena. Znamy ją z Wajdowskiego "Wesela" i "Kroniki wypadków miłosnych", a także z serialu "Matki, żony, kochanki" i telenoweli "Rodzina zastępcza". Wywiad z archiwum magazynu Tele z marca 2003

Reklama
Reklama

Jakie było pani najgorsze doświadczenie artystyczne?

Grałam w spektaklu, który na premierze wypadł beznadziejnie, mimo że występowali w nim doświadczeni aktorzy. Tak jednak ciężko pracowaliśmy, że po pięćdziesiątym wieczorze uznaliśmy, że jest nieźle. Tylko spokój sprawił, że nie załamaliśmy się.

Telewizyjny "Niuz" był sukcesem. Czy identyfikuje się pani z postawą Theo, bezkompromisowej dziennikarki, która wbrew naciskom szefa stacji telewizyjnej zdecydowała się ujawnić rządową aferę?

Sztuka spodobała mi się bardzo, dlatego że Ryszard Bugajski, autor i reżyser, pokazał bardzo czytelny konflikt postaw i poglądów. Theo wyznaje zasadę, że mówienie prawdy jest najważniejszą powinnością dziennikarza, niezależnie od tego, jakie niesie konsekwencje. Na szczęście jestem aktorką i nie muszę sobie stawiać takich pytań jak dziennikarze. Nie muszę się też zgadzać z poglądami postaci, żeby ją wiarygodnie zagrać. Theo to ambitna kobieta, która nie ma żadnych wątpliwości. Kariera jest dla niej najważniejsza. To typ kobiety, który grywam z przyjemnością, choć osobiście go nie znoszę. Takich kobiet jest coraz więcej. Niestety, zwalniają mężczyzn z podstawowych, tradycyjnych obowiązków wynikających z podziału, do którego jestem bardzo przywiązana. Do czego dojdzie - nie wiem.

Reklama
Reklama

Co po roli w "Niuzie" myśli pani o mediach?

To, co się tam dzieje, przeraża mnie. Szum informacyjny, poczynając od prasy kolorowej, a kończąc na stacjach telewizyjnych, jest tak trudny do zniesienia, że nawet będąc osobą dorosłą o nieco stępionej już wrażliwości, mam długie okresy, w których nie mogę oglądać "Wiadomości". A jestem zwierzęciem politycznym, pasjonuję się życiem politycznym. Przeraża mnie też manipulacja widzem, coraz bardziej jawna, oczywista.

Czy w teatrze łatwo jest zachować się tak jak Theo, zrezygnować z roli, wziąć torebkę i powiedzieć reżyserowi: pan kłamie!

Wydaje mi się, że wszystkie akty rozpaczy są związane z indywidualnymi postawami aktorów. Ja takiego ostrego międzyludzkiego i artystycznego konfliktu nie miałam. Przez kilkanaście lat byłam w Teatrze Studio, w którym aktorzy mieli fantastyczną szansę pracy w laboratorium artystycznym. Teraz jestem w Teatrze Narodowym. Jestem wierna Jerzemu Grzegorzewskiemu, ponieważ zajmuje się literaturą, która jest także w kręgu moich zainteresowań.

A czy dostrzega pani w środowisku kolegów, którzy traktują zawód wyłącznie jako sposób zarabiania pieniędzy - przychodzą do teatru jak do biura i godzą się na wszystko?

Bywa i tak. Ale na szczęście żyjemy w czasach, w których każdy z nas ma prawo do kompletnie indywidualnego patrzenia na sztukę, na swój zawód. Skończyła się epoka odpowiedzialności grupowej. W związku z tym nie czuję się odpowiedzialna za stosunek do pracy kolegów. Ale warto pamiętać, że aktor nie musi grać, może odmówić przyjęcia roli, jeśli jest niezgodna z jego poglądami i zasadami.

Reklama
Reklama

Teatr jest sztuką zespołową i nie może nie mieć dla pani znaczenia to, jak grają koledzy.

Każdy ma prawo robić źle i dobrze.

A nie powinna pani powiedzieć: nie graj źle w przedstawieniu, w którym ja gram?

Jeszcze nie reżyseruję, a za całość odpowiedzialny jest reżyser. Jako aktorka mam zmieścić się w nakreślonych przez niego ramach.

Czy to nie jest ślepe posłuszeństwo?

Broń Boże. Spektakl nie jest popisem mojego aktorstwa. Popisy nie interesują mnie w ogóle. Na szczęście w Teatrze Narodowym gram w przedstawieniach, w których takich problemów nie ma.

Reklama
Reklama

Powiedziała pani, że aktor jest po to, żeby realizować wizję reżysera. Czy to znaczy, że dziennikarz ma pisać pod dyktando wydawcy?

Nie chcę porównywać mediów i teatru. To jednak dwa inne światy. Tworzenie spektaklu, reżyserowanie jest rozkoszną, daną od Boga możliwością kreowania nowego świata artystycznego. Jeśli chcieć czegoś - to bycia reżyserem! Mistrzem niedoścignionym jest Lupa. Jego spektakle wywołują dreszcze emocji, a jednocześnie uruchamiają intelekt. Aktorzy, których widziałam wcześniej i nie robili na mnie większego wrażenia, dzięki niemu tworzą obłędne kreacje. Ogromne wrażenie wywarli na mnie "Oczyszczeni" Krzysztofa Warlikowskiego. Kilkakrotnie od stóp do głów szły mi ciary. Ja też będę reżyserować. Mam nadzieję, że niedługo.

Zagrałaby pani w dramacie Sarah Kane, która ostatnio wywołała artystyczne podziały w teatralnym środowisku?

Jestem wrażliwa na jej twórczość, ale broń Boże nie porównuję jej z Szekspirem. Cenię sobie Kane, bo w teatrze interesują mnie poszukiwania. Są fascynujące, nawet jeśli nie do końca wszystko się uda. Dobrym przykładem teatru poszukującego są Rozmaitości. Sięgają po tematy, które interesują mnie jako człowieka. Ale czy jako aktorka zdobyłabym się na użycie środków artystycznych tam stosowanych - nie wiem.

Woli pani grać w sztuce "Pozwól mi odejść" Katarzyny Grocholi, która miała niedawno premierę?

Reklama
Reklama

To jest dla mnie gorący temat m.in. dlatego, że to przedstawienie offowe. Wraz z reżyserką Izabellą Cywińską i Danutą Stenką wynajmujemy sale. Na premierę przygarnął nas krakowski Teatr Bagatela. Potem będziemy pokazywać spektakl w całej Polsce, sześć razy w miesiącu będziemy grać w warszawskim Teatrze Małym.

Grochola nie kojarzy mi się z offem.

Spektakl gramy poza repertuarowymi teatrami. Mówi o problemie śmierci. Moja bohaterka, umierająca na raka, postanawia zweryfikować swoje życie. Spektakl jest bardzo osobistą wypowiedzią całej naszej czwórki.

A jak pani ocenia pisarstwo Grocholi?

Podoba mi się.

Reklama
Reklama

Dlaczego zdecydowała się pani na firmowanie własną twarzą sieci sklepów?

Dla pieniędzy. Wcześniej odrzuciłam wiele propozycji tylko dlatego, że nie pasowały do mojego wizerunku. Teraz miałam sytuację komfortową. Billboardy pokazują tylko moją twarz. Pół żartem, pół serio mogę powiedzieć, że to jest reklama mojej osoby. Podpis brzmi "Gabriela Kownacka. W dobrym stylu". Nie uważam, że reklama jest be. Nie mam też prawa oceniać, czy to dobrze, że ktoś je w reklamie kanapkę, bo nie wiem, jaka jest jego sytuacja życiowa, zawodowa, jakie są jego poglądy. To jest truizm, ale nie żyjemy w łatwych dla artystów czasach. Jeżeli ktoś otrzymuje propozycję reklamy za pieniądze, które musiałby zarabiać dziesięć lat w teatrze, nie mnie oceniać jego wybór. Oczywiście, jeżeli ktoś myśli o sobie potwornie poważnie, uważa się za głosiciela wzniosłych artystycznych idei, szanuję taką postawę, ale jej nie podzielam.

Zawsze tak łagodnie ocenia pani ludzi?

Od najmłodszych lat staram się rozumieć najtrudniejsze ludzkie sprawy. Im jestem starsza, tym mniej mam cierpliwości, natomiast zrozumienia coraz więcej.

A mogłaby pani być recenzentem teatralnym?

Reklama
Reklama

Mogłabym. I pisałabym recenzje w zależności od tego, jaki jest spektakl. Nie ma we mnie cienia pruderii, nie będę udawała, że recenzje mnie nie interesują. Czytam je z wielką uwagą. Wielokrotnie też jestem pytana o opinię i zapraszana do jury. Jeżeli kolega z garderoby poprosi mnie o ocenę, mówię, co myślę, zwłaszcza jeśli to może pomóc.

Zdarzało się pani myśleć o recenzencie "idiota, kretyn"?

Jeżeli tak myślę, to nie dlatego, że coś o mnie źle napisał, ale dlatego, że pisze rzeczy, które nie mają nic wspólnego ze spektaklem, co świadczy o niezrozumieniu dzieła albo o tym, iż przedkłada własną osobę nad sztukę, którą recenzuje. Osobiście nie mam potrzeby, jako aktorka i kobieta, żeby podobać się wszystkim. Nie denerwuję się krytyką.

A coś panią w ogóle denerwuje?

Jak na spektakl, w którym gram, nie przychodzą widzowie. To jest dla mnie bardzo przykre, to mnie bardzo dotyka, gnębi. Są dobre przedstawienia, które nie zostały zaakceptowane, a teatr robi się dla ludzi. Na scenie nie onanizuję się, nie traktuję aktorstwa jako terapii. Gram dla widza i mam wielki szacunek dla publiczności, choć nie uważam, że trzeba obniżać poziom, żeby do niej dotrzeć.

Gabriela Kownacka w filmie "Halo Szpicbródka"

Od początku łączyła wdzięk i urodę z przekonującym, a przecież wysublimowanym aktorstwem. Pamiętamy ją z roli wschodzącej gwiazdy w filmowym musicalu "Hallo, Szpicbródka", ale popularność nie przeszkodziła jej znaleźć miejsca w Teatrze Studio, prowadzonym przez Jerzego Grzegorzewskiego. Grała tam tragiczną postać Ofelii w "Hamlecie" i Lindę w "Zagraj to jeszcze raz" Woody'ego Allena. Znamy ją z Wajdowskiego "Wesela" i "Kroniki wypadków miłosnych", a także z serialu "Matki, żony, kochanki" i telenoweli "Rodzina zastępcza". Wywiad z archiwum magazynu Tele z marca 2003

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama