Od początku łączyła wdzięk i urodę z przekonującym, a przecież wysublimowanym aktorstwem. Pamiętamy ją z roli wschodzącej gwiazdy w filmowym musicalu "Hallo, Szpicbródka", ale popularność nie przeszkodziła jej znaleźć miejsca w Teatrze Studio, prowadzonym przez Jerzego Grzegorzewskiego. Grała tam tragiczną postać Ofelii w "Hamlecie" i Lindę w "Zagraj to jeszcze raz" Woody'ego Allena. Znamy ją z Wajdowskiego "Wesela" i "Kroniki wypadków miłosnych", a także z serialu "Matki, żony, kochanki" i telenoweli "Rodzina zastępcza". Wywiad z archiwum magazynu Tele z marca 2003
Jakie było pani najgorsze doświadczenie artystyczne?
Grałam w spektaklu, który na premierze wypadł beznadziejnie, mimo że występowali w nim doświadczeni aktorzy. Tak jednak ciężko pracowaliśmy, że po pięćdziesiątym wieczorze uznaliśmy, że jest nieźle. Tylko spokój sprawił, że nie załamaliśmy się.
Telewizyjny "Niuz" był sukcesem. Czy identyfikuje się pani z postawą Theo, bezkompromisowej dziennikarki, która wbrew naciskom szefa stacji telewizyjnej zdecydowała się ujawnić rządową aferę?
Sztuka spodobała mi się bardzo, dlatego że Ryszard Bugajski, autor i reżyser, pokazał bardzo czytelny konflikt postaw i poglądów. Theo wyznaje zasadę, że mówienie prawdy jest najważniejszą powinnością dziennikarza, niezależnie od tego, jakie niesie konsekwencje. Na szczęście jestem aktorką i nie muszę sobie stawiać takich pytań jak dziennikarze. Nie muszę się też zgadzać z poglądami postaci, żeby ją wiarygodnie zagrać. Theo to ambitna kobieta, która nie ma żadnych wątpliwości. Kariera jest dla niej najważniejsza. To typ kobiety, który grywam z przyjemnością, choć osobiście go nie znoszę. Takich kobiet jest coraz więcej. Niestety, zwalniają mężczyzn z podstawowych, tradycyjnych obowiązków wynikających z podziału, do którego jestem bardzo przywiązana. Do czego dojdzie - nie wiem.