Celebrowane uroczystości bywa niebezpieczne. Przemówienia i hołdy przytłaczają to, co najistotniejsze – sztukę. Piątkowa, oficjalna inauguracja Roku Witolda Lutosławskiego na szczęście taka nie była. Okolicznościowe wystąpienia okazały się krótkie, zresztą część ich – ku zadowoleniu publiczności – przeniesiono na finał, już po koncercie.
Wszyscy przecież zresztą czekali na występ Anne-Sophie Mutter. Tę znakomitą niemiecką skrzypaczkę Lutosławski darzył szczególną estymą. Gdy się poznali, miała lat dwadzieścia kilka, on był pół wieku starszy. Urzekła go talentem i wrażliwością, on jej otworzył oczy na nowy świat dźwięków.
Ich niezwykła przyjaźń zaowocowała wspaniałą muzyką i poprzez nią trwa nadal, choć Witolda Lutosławskiego już nie ma wśród nas.. Poprzednio w Warszawie Anne-Sophie Mutter grała jego „Partitę" oraz „Łańcuch II" w 2004 r., z okazji 10. rocznicy śmierci kompozytora. Teraz, dokładnie w dzień setnej rocznicy jego urodzin wykonała oba utwory ponownie.
To była interpretacja bardziej dojrzała, ale jednocześnie tak samo świeża i błyskotliwa. W obu kompozycjach Lutosławski napisał piekielnie trudne, ale piękne partie dla solowych skrzypiec, Anne-Sophie Mutter potrafiła ukazać cały ich urok, udowadniając przy tym rzecz najistotniejszą; te dzieła wytrzymały próbę czasu. Są równie oryginalne jak ćwierć wieku temu, gdy powstały.
Wielkość Lutosławskiego poznać można nie tylko w utworach wielkich lecz także w skromnym, pięciominutowym „Interludium", łączącym te obie kompozycje. Pozornie dzieje się w nim niewiele, orkiestra gra cały czas piano, a mnogość barw, jakie tu zawarł Lutosławski, innemu kompozytorowi starczyłaby na całą symfonię.