Artykuł z archiwum tygodnika "Przekrój"
"Pokaż cycki!" – usłyszałam kiedyś z widowni i poczułam się dziwnie. Choć pokazuję piersi, to nie jest to najważniejszy element mojego show. Burleska to kabaret, taniec, pantomima, występy kuglarskie, no i też striptiz. Zanim jednak to zrozumiałam i nazwałam siebie striptizerką, musiało minąć kilka lat. Dziś nie mam z tym problemu. Burleska nie istnieje bez erotycznego twista. A ten twist to właśnie piersi, pupa, pończochy. Oczywiście nie tylko o to chodzi, żeby się rozebrać. Ale zwykle na tym się kończy – śmieje się Candy, jedna z pierwszych burleskowych gwiazd w Polsce i założycielka Warszawskiej Szkoły Burleski. – Nagość to dla mnie nie cel, ale jedynie środek – mówi Betty, kolejna gwiazda gatunku. – Kiedyś burleska była typowo męską rozrywką, a performerki, które w niej występowały, robiły to raczej dla chleba, a nie z pasji. Dziś chodzi o coś zupełnie innego. Na widowni jest o wiele więcej kobiet niż mężczyzn, którzy po prostu się boją i wstydzą. Burleska to pokaz kobiecej siły. To odpowiedź na świat, w którym liczą się tylko idealnie chude ciała i buzie jak z magazynów. My jesteśmy piękne nie dlatego, że mamy wymiary 90–60–90 i przez godzinę układamy włosy, tylko dlatego, że jesteśmy kobiece. Nie oszukujmy się. Każda z nas ma cellulit, brzuszek, wystającą pupę. Wiem, że gdybym miała mniejsze piersi, to byłoby mi wygodniej w życiu. Ale nie mam, więc musiałam zaakceptować swoje ciało. Bo ciało jest fajne – śmieje się Betty.
Na dowód wystarczy obejrzeć kilka występów „Pin Up Candy Burlesque Star" czy „Betty Q and Crew". Dziewczyny rzeczywiście są różne. Chude, niskie, grube, płaskie. Ale wszystkie emanują seksem. – Zajęcia zaczynam od pokazania dziewczynom lustra. Chcę, żeby każda uśmiechnęła się do swojego odbicia. Początki są trudne. Dziewczyny przychodzą w dresach i myślą, że są na kursie tańca. A taniec to tylko jeden z elementów burleski. I wcale nie najważniejszy. Najważniejsza jest rewolucja w głowie – opowiada Betty. – Dziewczyna, która nie wierzy w siebie, nie ma szans zrobić wrażenia na scenie. Zaczynamy więc od nauki akceptacji, a reszta przychodzi z czasem. Powoli zauważam, że dziewczyny coraz odważniej ubierają się na zajęcia. Zaczynają się malować, zakładają obcasy. I co najważniejsze, robią to dla siebie, a nie – jak to zwykle bywa – dla mężczyzny – tłumaczy Pin Up Candy.
Mów do mnie, kocie
Kasia na pierwsze zajęcia trafiła przypadkowo. Miała za sobą kilka lat nauki tańca towarzyskiego i szukała alternatywy. Pierwsze, co ją zdziwiło, to wygląd nauczycielki. – Nie była wysportowaną trenerką, tylko bardzo zmysłową dziewczyną – opowiada. Początkowo Kasia do zajęć podchodziła z dużym dystansem. – Pamiętam, że ubrałam się w getry i za duży T-shirt. Trochę przerażała mnie pewność siebie, którą emanowała Betty. Z każdym tygodniem czułam się jednak coraz bardziej komfortowo w swojej skórze. Przełom nastąpił, kiedy przyjęłam pseudonim Kitty van Purr. Nagle zrozumiałam, że Kasia i ona to dwie różne osoby. I nawet trochę pozazdrościłam Kitty. Ona nie liczyła się z cudzym zdaniem. Była śmiała, kobieca i odważna. Nie wstydziła się swojego ciała, bo czuła, że w ciele nie ma nic złego – opowiada.
Burleska to pokaz kobiecej siły. To odpowiedź na świat, w którym liczą się tylko idealnie chude ciała i buzie jak z magazynów.