Kłamczucha, co mówi prawdę

Z fotografią jest coś nie tak: ciąży nad nią fatum. Od początku, od prawie 200 lat.

Publikacja: 23.04.2015 21:01

Monika Małkowska krytyk sztuki, "Rzeczpospolita"

Monika Małkowska krytyk sztuki, "Rzeczpospolita"

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Najpierw niewpuszczana na salony sztuk pięknych jako gatunek nieszlachetny; potem od biedy akceptowana jako dokument; wreszcie dopuszczona do artystycznej elity z fałszywą etykietką „nowe medium" – gdy była grubo ponad 100-letnią staruszką; współcześnie znów pozbawiona statusu dzieła przez swą popularność.

Najbardziej zaszkodziła jej elektronika. W efekcie cyfrowego rozmnożenia fotografia straciła na wartości, jednocześnie tracąc zaufanie jako nałogowa photoshopowa kłamczucha.

Ale, ale! Choć odarta z dawnych walorów, coś uzyskała: wygrała ze słowami. Stała się pismem obrazkowym naszych czasów. Komunikujemy się za pomocą foci i selfików; opstrykujemy co w zasięgu wzroku; pokazujemy sobie wzajemnie lub publikujemy w sieci, zamiast męczyć się gadaniem.

Są tacy, którym komórka czy iPad służy do „czarnego" zarobkowania: gdziekolwiek się znajdują, dybią na ustrzelenie czegoś bulwersującego, co staje się sensacją dla tabloidów bądź pudelków. Mało tego – ani intrygujące ujęcie, ani oryginalność tematyki, ani poprawny warsztat nie są już wyznacznikami jakości. W fotografii artystycznej za atuty uznano niestaranność, przypadkowość i banał – bo takie to autentyczne. Decydujący moment? Zapomnieć! Fotografia, nawet jeśli robi ją zawodowiec, ma wyglądać jak amatorska. Zero stresu, zero kompleksów. Przynależność do sztuki określa tylko stosowna cena.

Rozwiązanie problemu

Gdzie w tej sytuacji jest miejsce dla fotografii prasowej w tradycyjnym, profesjonalnym wydaniu?

W jaki sposób ją ocalić, wartościować, promować?

Ten problem rozwiązuje Pięciu Gniewnych Ludzi oceniających prace nadesłane na konkurs BZ WBK Press Foto. Autorami propozycji są tylko zawodowi fotografowie. Jury tegorocznej edycji przewodniczył Wojciech Grzędziński, wielokrotny laureat konkursów prasowej fotografii, w tym – World Press Photo i oczywiście BZ WBK Press Foto. Wraz z nim wydawali sąd: Anna Brzezińska-Skarżyńska, Waldemar Kompała, Chris Niedenthal i Katarzyna Sagatowska. Jak zwykle organizatorem jest Bank Zachodni WBK, a patronem medialnym dziennik „Rzeczpospolita".

Jak to na wojence ładnie

Oszczędzę państwu czasu na czytanie o wysokim poziomie konkursu i wyjątkowej jakości przedstawionych kadrów – górna półka, ot co. Szkoda, że tak rzadko obrazy podobnej klasy goszczą na łamach naszej prasy, o fotoreportażu nie wspominając.

W tym roku mamy podział na sześć kategorii: Życie codzienne, Wydarzenia, Sport, Kultura i sztuka, Portrety, Przyroda. W każdej z grup – dwa podzespoły: fotoreportaż i zdjęcie pojedyncze. Czy przez ponad dekadę zaszły jakieś zasadnicze zmiany w podejściu do tematów, w sposobie fotografowania, w technikach?

Na powyższe pytanie – odpowiedź przecząca. Genialne kadry są „czasoodporne". Bo nie fakty i daty decydują o randze fotografii, lecz jej wymowa. Zawarte w niej emocje i prawda. Czasem nie rozumiemy, nawet nie dostrzegamy problemu, który był oczywisty dla fotografa – ale wystarczy, że kamera zarejestrowała scenę pełną wewnętrznego napięcia, na tyle niepokojącą, że niepozwalającą się zapomnieć. Wiedzeni instynktem szukamy informacji o okolicznościach powstania ujęcia – i po ich uzyskaniu wszystko (no, może nie wszystko) staje się jasne. To największy sukces autora: sprowokował widza, kazał mu myśleć.

Jest taka grupa ujęć, które odbiorca zawsze „kupuje". Obrazy przepojone silnymi emocjami: widoczne w mimice i gestach strach, ból, rozpacz, uniesienie, ekstaza... Albo nędza, starość, wykluczenie, choroba. Pokazane bez znieczulenia. Jakie to fotogeniczne!

Nie daję się zwieść ekstremalnym uczuciom wyłożonym kawa na ławę. Powiem nawet – mam niechęć. Widziałam studentów ASP biegających z kamerą do domu starców czy noclegowni dla bezdomnych, żeby na zaliczenie pstryknąć hardcorowe widoki. Tandeciarze.

W dramatach musi być coś więcej, żeby je odczuć. Jakaś sprzeczność czy wątpliwość, zmuszające do refleksji – coś nie gra, dlaczego? Największą siłę mają zdjęcia-symbole lub zdjęcia-metafory.

Tak jak „Czarny czwartek" w Kijowie, uchwycony przez Agatę Grzybowską, a uznany za strzał roku. Tu groza jest unaoczniona: niebo płonie, czarne dymy opadają na miasto, poczerniały twarze i ubrania zdesperowanych ludzi, występujących przeciwko nierównie silniejszemu przeciwnikowi. Sfotografowana grupka demonstrantów akurat odpoczywa, lecz w tym niby-relaksie widać więcej przerażenia i napięcia, niż gdyby pokazana została akcja. Cała prawda w spojrzeniach: mają oczy „dookoła głowy".

Ukraina, a zwłaszcza Kijów, protesty na Majdanie, barykady i walki z oddziałami Berkutu pojawiały się wielokrotnie wśród prac zakwalifikowanych do grupy Wydarzenia – i często były to kadry poruszające.

Ale... coś mnie niepokoi: widziałam analogiczne ujęcia w galeriach, na wystawach. To nie nowość – wybitna fotografia prasowa (zwłaszcza pokłosia światowych konkursów) od kilkudziesięciu lat gości w muzeach. Jednak nowością jest przenoszenie do sal ekspozycyjnych coraz bardziej aktualnych, bieżących konfliktów. Bo wojna, rozlew krwi, rany i obrazy okrucieństwa dobrze się sprzedają. Są atrakcyjne w sensie wizualnym i emocjonalnym. Podnoszą widzom adrenalinę. Jednak nie wywołują żadnych konsekwencji. Skoro dokument wojenny zakwalifikowano jako dzieło sztuki – to po co świat ma reagować? Sztuka nam nie straszna.

Czy jest jakakolwiek wspólna cecha, która znamionuje obecny czas, a którą utrwalili fotografowie? Kto trafił w dziesiątkę i zarejestrował unikalne „tu i teraz"?

Zimne, czyli gorące

Najtrafniejszą diagnozę postawioną współczesnej epoce znalazłam w kategorii Życie codzienne. Rzeczywistość uchwyconą na gorąco odnajduję w... zimnie. W przerażającej pustce emocjonalnej. Autorka Renata Dąbrowska uwieczniła z pozoru niewinny kadr: dzieciak ogląda na dobranoc bajki. Sielankowo? Bynajmniej. Scena jak z thrillera. Chłopczyk imieniem Fryderyk ma sześć lat, a w buzi smoczek jak niemowlak. Jego twarz oświetla blask z komputera; głowa rzuca cień na pustą ścianę, na której wisi wielki zegar. Mały siedzi przed ekranem sam, ale zdaje się tym nie przejmować, zaabsorbowany wydarzeniami w wirtualnym świecie. Odyseja kosmiczna 2015. To scena przepojona tęsknotą, smutkiem, lękiem. Nowe wspaniałe życie – bez miłości.

Dla mnie zdjęcie dekady.

I jeszcze dwa fotoreportaże, które równie trafnie definiują nas i nasze aspiracje do „nowoczesności". Paweł Czarnecki spojrzał na miejski pejzaż przez okna przysłonięte wielkoformatowymi reklamami. To, co widać za szybą, przenika przez fakturę billboardów. Na kolory i formy warszawskich realiów nakładają się barwy i kształty z gigantycznych fotosów. Marzenia zderzone z rzeczywistością. Przez obiektyw – ogromnie atrakcyjne widoki; na co dzień – koszmar dla tych, którym przyszło bytować czy pracować „za kurtyną" reklam. Ale jaki zysk!

Kolejny pustynno-industrialny widok: centrum logistyczno-magazynowe Amazon w Sadach pod Poznaniem sfotografowane przez Grzegorza Dembińskiego. Też od strony plastycznej centrum prezentuje się atrakcyjnie jak abstrakcyjny obraz. Czysty i zimny. Sama kalkulacja. Żadnych przyjaznych człowiekowi, ocieplających wnętrza elementów. Ten design informuje: to miejsce pracy niewolniczej, odmóżdżającej, zamieniającej człowieka w trybik maszyny. Nieludzki pejzaż, wygenerowany przez ludzką chciwość.

Takie jest nasze dzisiaj. W realu i na fotografii.

Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Materiał Promocyjny
Obiekt z apartamentami inwestycyjnymi dla tych, którzy szukają solidnych fundamentów
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę