W stołecznym Instytucie Cervantesa zmieściło się zaledwie jedenaście prac zwycięzców z ostatnich dziesięciu lat. Stąd tytuł „10 +”. Eksponowane są z dużym luzem. I słusznie, bo większość obiektów wymaga przestrzeni – nie tylko ze względu na gabaryty, również z powodu zawartej w nich ekspresji. A także dlatego, żeby widz mógł wczuć się w coraz to inną aurę i stylistykę.
[srodtytul]Między zabawą a destrukcją [/srodtytul]
Osiem lat temu triumfatorem był Santiago Ydánez, autor ekspresyjnych czarno-białych wizerunków. Siłą tych podobizn są ponadludzkie wymiary oraz wyrazista mimika portretowanych. Emanuje z nich agresja: krzyczą, pokazują język, nawet śmieją się diabolicznie. Moisés Mahiques, nagrodzony przed trzema laty, wydaje się znacznie delikatniejszy. Ale to pozór! Kłębowisko linii ukrywa nagie męskie sylwetki.
Gdy przyjrzeć im się uważniej, ujawnia się ich drapieżność. Erotyczne zwarcie, które staje się bezpardonową walką. Także zarejestrowane na wideo performances kolektywu ukrywającego się pod pseudonimem Aggtelek wydają się erupcją agresji. Tymczasem zespół świetnie się bawi. Ich „niszczycielskie” akcje mają charakter pastiszu: są kpiną z efemerycznej sztuki, architektonicznej dekonstrukcji i… kina akcji. A może to próba zdemolowania negatywnych emocji?
Pełna humoru jest też praca Juana Zamory. Technicznie nowatorska – połączenie rysunku, cyfrowego zdjęcia i animacji; stylistycznie – surrealistyczno-karykaturalna. Naszkicowany celowo niezdarną kreską ludzik pojawia się w różnych sytuacjach: na obrazie stoi z parasolem, na ekranie – pogwizduje. Ta kompozycja wydała mi się zbliżona w nastroju do twórczości Miró. Z kolei Maria Linarejos Moreno w swych fotografiach nawiązuje do tradycji malarstwa materii. Jej „Dom z narożnikami” przedstawia wnętrze starej kuchni, której ściany zapełnia obraz wyglądający jak fragmenty starego tynku.