- Dominik po kontuzji pleców funkcjonuje 24 godziny na dobę, bo Dorota jest po operacji i musi leżeć. A w ciągu 2 tygodni muszą wykupić ziemię, którą dotychczas dzierżawili. W przeciwnym razie zostanie sprzedana innym kontrahentom. A ta ziemia, to pastwisko dla części koni z Przystani - apeluje Marek Rymuszko, dziennikarz, pisarz i wydawca magazyny „Nieznany Świat”, który od lat wspiera Przystań Ocalenie Dominika Nawy i Doroty Szczepanek.
[srodtytul] Arka pod Pszczyną [/srodtytul]
Tutaj koni się nie użycza, nie oddaje i nie wymienia. Pasą się na swobodzie do końca swoich dni. Taki raj za życia. Bo zanim trafiły do gospodarstwa pod Pszczyną, większość była już w piekle.
- Viktora uratowaliśmy z rzeźni w ostatniej chwili. Był już w środku czekając na śmierć, poraniony, obolały i oszalały ze strachu. Miał tylko siedem lat, ale widocznie znudził się właścicielowi lub nie spełnił jego oczekiwań. Trauma wyniesiona z rzeźni była tak wielka, że przez trzy następne lata spędzone u nas nie dawał nikomu do siebie podejść. Kopał i gryzł w boksie, na pastwisku był agresywny. Zmienił się dzięki pewnej Dunce, która, można w to wierzyć lub nie, rozmawia ze zwierzętami. Przyjechała do nas, wypuściliśmy Viktora na padok, podszedł do niej, ona coś poszeptała, położyła dłoń na jego łbie, pogłaskała i konik odzyskał radość życia i spokój. Chyba mu powiedziała, że tutaj nic złego go nie spotka - opowiada Dominik Nawa, lat 34.
Przystań to nie tylko trzy wielkie stajnie, pastwiska, zagrody i dom dla mniejszych mieszkańców. To prawdziwa arka dla zaniedbanych, niechcianych i maltretowanych zwierząt.