Kawałek raju pod Pszczyną

Dorota i Dominik ocalili od śmierci i cierpień prawie dwieście zwierząt, z tego połowa to konie. Teraz sami potrzebują pomocy.

Aktualizacja: 10.02.2010 13:34 Publikacja: 09.02.2010 15:42

Radość Kiera

Radość Kiera

Foto: www.przystanocalenie.pl

- Dominik po kontuzji pleców funkcjonuje 24 godziny na dobę, bo Dorota jest po operacji i musi leżeć. A w ciągu 2 tygodni muszą wykupić ziemię, którą dotychczas dzierżawili. W przeciwnym razie zostanie sprzedana innym kontrahentom. A ta ziemia, to pastwisko dla części koni z Przystani - apeluje Marek Rymuszko, dziennikarz, pisarz i wydawca magazyny „Nieznany Świat”, który od lat wspiera Przystań Ocalenie Dominika Nawy i Doroty Szczepanek.

[srodtytul] Arka pod Pszczyną [/srodtytul]

Tutaj koni się nie użycza, nie oddaje i nie wymienia. Pasą się na swobodzie do końca swoich dni. Taki raj za życia. Bo zanim trafiły do gospodarstwa pod Pszczyną, większość była już w piekle.

- Viktora uratowaliśmy z rzeźni w ostatniej chwili. Był już w środku czekając na śmierć, poraniony, obolały i oszalały ze strachu. Miał tylko siedem lat, ale widocznie znudził się właścicielowi lub nie spełnił jego oczekiwań. Trauma wyniesiona z rzeźni była tak wielka, że przez trzy następne lata spędzone u nas nie dawał nikomu do siebie podejść. Kopał i gryzł w boksie, na pastwisku był agresywny. Zmienił się dzięki pewnej Dunce, która, można w to wierzyć lub nie, rozmawia ze zwierzętami. Przyjechała do nas, wypuściliśmy Viktora na padok, podszedł do niej, ona coś poszeptała, położyła dłoń na jego łbie, pogłaskała i konik odzyskał radość życia i spokój. Chyba mu powiedziała, że tutaj nic złego go nie spotka - opowiada Dominik Nawa, lat 34.

Przystań to nie tylko trzy wielkie stajnie, pastwiska, zagrody i dom dla mniejszych mieszkańców. To prawdziwa arka dla zaniedbanych, niechcianych i maltretowanych zwierząt.

Najwięcej jest tu koni (86). Ale także 10 krów, w tym słynna już Borutka, krówka, która ucieka z rzeźni i dzięki akcji takich ludzi, jak Dominik, Dorota i ich przyjaciele, dożyje swoich dni na pastwiskach Przystani. Są dwie świnki, 10 kóz, 7 owiec, 2 osiołki, drób, 20 kotów i 10 psów.

[srodtytul]Koń adoptowany przez Wilki [/srodtytul]

Każde zwierze to inna historia. To dramaty, które nie zawsze kończą się happy endem, to setki osób wspierających Przystań finansowo, duchowo, pomocą prawną i medyczną. Wpłacających drobne, ale jakże ważne sumy, przysyłających jedzenie i wyposażenie. Wśród sponsorujących konie (250 zł miesięcznie) są nie tylko Polacy z całego kraju, ale ze Szwecji czy USA.

Anna i Marek Rymuszko sponsorują Śnieżynkę, białą, piękną klacz uratowaną z transportu koni z Litwy do Włoch. Przez 15 lat klacz pracowała przy wyrębie, a jak zaczęła słabnąć, to wycięto jej nożem na boku symbol rzeźni i wysłano na śmieć. Robert i Monika Gawlińscy (zespół Wilki) wykupili z rzeźni, a potem adoptowali Viktora. „Bardzo trudno zdecydować, kiedy tak wiele końskich oczu wypatruje szansy na życie(..) W transporcie do którego dotarliśmy z pieniędzmi, zaproponowano nam Dziadzia - starego wałaszka. Przytulony do niego stał przerażony młody koń. Nazwaliśmy go Viktor - ufając , że takie imię pozwoli nam zwyciężyć w walce o jego życie” - napisali Dominik i Dorota przy historii Viktora na swojej stronie [link=http://www.przystanocalenie.pl/kpdz_index_pl.html]www.przystanocalenie.pl/kpdz_index_pl.html[/link].

Gdy w 1998 r. Dominik i Dorota zakładali stowarzyszenie Komitet Pomocy dla Zwierząt, byli parą przyjaciół, którzy chcieli stworzyć na Śląsku przytulisko dla niechcianych psów i kotów. Dominik mówi, że zawsze chciał być blisko zwierząt, ale w domu nie pozwalano mu ich trzymać. Stąd potrzeba pomocy i spełnione już dziś marzenie. Konie to jednak był przypadek.

- Żadne z nas nie jeździ do dziś konno, nigdy nie było tzw. koniarzem. Zaczęli się jednak do nas zgłaszać ludzie, którzy chcieli powierzyć swojego konia w tzw. dobre ręce. Bo okulał, nie nadawał się już do pracy czy właściciel nie miał już pieniędzy na jego utrzymanie.

Przyjmowaliśmy, a potem dowiadywaliśmy się, że ten sam człowiek już na drugi dzień kupił sobie kolejnego konia. Zrozumieliśmy, że dla wielu ludzi koń to przedmiot, którym można się pochwalić, a jak się zepsuje, to można wyrzucić i kupić następny. Najgorsze jest to, że ci właściciele, nawet potem nie zadzwonią, nie przyjadą, by zobaczyć konika. A one tak tęsknią... - mówi Dominik.

Tak było np. z wałachem Kasztanem, który tęsknił, dopóki nie zakochał się w folabludce Bosmance, klaczy bardzo schorowanej, wyeksploatowanej w tzw. agroturystyce. Dziś tworzą nieodłączną nobliwą parę - on ma 35 lat, ona jest o 10 lat młodsza.

[srodtytul] Hańba[/srodtytul]

Najwięcej koni w Przystani to zwierzęta uratowane z rzeźni i transportów.

- Największą hańbą Polski, kraju szczycącego się kawaleryjskimi tradycjami, stadninami arabów w Janowie, polskimi rasami koni i tradycjami w hodowli jest to, że rocznie 100 tysięcy polskich koni jedzie na śmierć za granicę - mówi Dominik.

„Przyczyną skazania na śmierć Nadziei, klaczy ze sportową przeszłością, uratowanej w czerwcu ubiegłego roku z jednej z polskich baz przeładunkowych, był lekki niedowład tylnej nogi, efekt upadku i złamania miednicy. O losie Mystica, który przez kilkanaście lat służył do rekreacji, osiągając doskonałe wyniki w zawodach w powożeniu zaprzęgiem, zadecydowała ciężka choroba kopyt. Nabyta – należy dodać – wyłącznie z winy człowieka, który eksploatował go nadmiernie i w nieodpowiedni sposób. W przypadku Urbanka, odkupionego – podobnie jak Nadzieja – z kolejki po śmierć, zaniedbania były tak wielkie (anemia, choroba nerek i niedowład mięśni), że nie udało się go ocalić. Dla siwego, ponad dwudziestoletniego Węgielka, zabranego z ulicy w Zabrzu, gdzie leżał wycieńczony, z pooranymi bokami, nie zdoławszy uciągnąć przeładowanego wozu z węglem, pomoc nadeszła w samą porę. Właściciel – któremu odebrano Węgielka na polecenie prezydenta Zabrza, zdradził, że koń pracował wcześniej w kopalni jako siła pociągowa” - opisują Dorota i Dominik.

[srodtytul]Kier najdłużej szukany [/srodtytul]

Jadą i interweniują zawsze tam, gdzie dzieje się coś dramatycznego. Czasami o sprawie dowiadują się z mediów. Tak było w wypadku Borutki. Czasami są proszeni o pomoc. Tak było ostatniego lata, gdy w Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami z Krakowa, zwróciło się do nich w sprawie koni ciągnących góralskie wozy z turystami do Morskiego Oka. W czasie takiej jazdy w upale obciążonym ludźmi wozem konie padają.

- Dzięki wsparciu sponsorów Przystani sfinansowaliśmy badania wysiłkowe grupy zakopiańskich koni pracujących na trasie do Morskiego Oka. Okazało się, że kilka z koni ma bardzo złe wyniki, ale jeden szczególnie zwrócił uwagę. Weterynarz nie potrafił wytłumaczyć, jak z takimi wynikami to zwierzę jest w stanie pracować?

Jeden ze wskaźników świadczył o całkowitym zużyciu mięśni – wynik 1805, gdy norma wynosi 260. Postanowiliśmy odnaleźć tego konika. Pomogli woźnice z Zakopanego i okazało się, że jest to 9-letni wałach Kier, który pracował na trasie od trzeciego roku życia. Wykupiliśmy go i przywieźliśmy do Przystani - opowiada Dominik.

Wypuszczony na pastwisko Kier dał popis szaleńczej radości. To była godzina galopu, skoków w powietrze i wierzgania konia, który chyba po raz pierwszy w życiu zaznał otwartej przestrzeni.

- Konie górali nie wiedzą, co to pastwisko. Chodzą albo w dyszlu z klapkami na oczach, albo stoją w stajni. Dlatego uzgodniliśmy z dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego, że licencji na przewozy turystów nie będzie, od tego roku, dostawał właściciel wozu, ale jego konie, bo to one pracują. Muszą ciągnąć równo, mieć zawsze ochraniacze na nogach i dobre zdrowie - mówi Dominik Nawa.

Oboje z Dorotą zdają sobie sprawę, że nie podołają wszystkim trudnym sprawom, nie uratują wszystkich cierpiących zwierząt. Dorota ma przecież życie rodzinne - męża i dziecko, Dominik - choć kawaler - też na bark zajęć nie narzeka. Dlatego odpuścili sobie na przykład lobbowanie na rzecz zmian w ustawie o ochronie zwierząt, choć sami wiele z nich opracowali.

Teraz najważniejsze jest, by uzbierać 30 tys. zł na wykup pastwiska. Bo Przystań to takie dziwne miejsce, gdzie nie człowiek, ale zwierzęta są najważniejsze. Za lata pracy, cierpienia, złego traktowania mają tu swój kawałek raju, w którym nic złego już nie może je spotkać.

[b][i]Kto chciałby pomóc Dorocie i Dominikowi w wykupie pastwiska, proszę o wpłaty (każda się liczy) na konto:

Komitet Pomocy dla Zwierząt nr: 91 1050 1399 1000 0022 0998 2426

Wszystko o Przystanie i zwierzętach na stronie: [link=http://www.przystanocalenie.pl/kpdz_index_pl.html]www.przystanocalenie.pl/kpdz_index_pl.html[/link] [/i] [/b]

- Dominik po kontuzji pleców funkcjonuje 24 godziny na dobę, bo Dorota jest po operacji i musi leżeć. A w ciągu 2 tygodni muszą wykupić ziemię, którą dotychczas dzierżawili. W przeciwnym razie zostanie sprzedana innym kontrahentom. A ta ziemia, to pastwisko dla części koni z Przystani - apeluje Marek Rymuszko, dziennikarz, pisarz i wydawca magazyny „Nieznany Świat”, który od lat wspiera Przystań Ocalenie Dominika Nawy i Doroty Szczepanek.

[srodtytul] Arka pod Pszczyną [/srodtytul]

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"