Po ulicach Paryża, Nowego Jorku i Mediolanu nadal chodzą tyczkowate piękności w spodniach opiętych do granic wytrzymałości materiału. Najczęściej bez makijażu. Wszystkie kolory skóry, ale najwięcej eterycznych długowłosych blondynek. Z Rosji, Ukrainy i krajów bałkańskich.
Pędzą na pokazy mody i sesje reklamowe. I prezentują ciuchy za kilka tysięcy dolarów. Te ceny się nie zmieniły. Ale zarobki modelek spadły o połowę dosłownie z dnia na dzień. Za sesję zdjęciową modelka z nazwiskiem pracująca dla londyńskiego Premier Modele Management (zatrudnia m.in. Claudię Schiffer) zamiast dziennej stawki 3 tys. funtów płaci 1,5 tys. – mówi jej dyrektor Aidan Jean-Marie.
Każda z agencji zatrudnia dwie grupy modeli i modelek. Tzw. komercyjne, które wysyła się na sesje reklamowe produktów, i „wizerunkowe”, biorące udział w pokazach i sesjach modowych. Jean-Marie nie ukrywa, że w tej chwili większe szanse na znalezienie pracy mają dziewczyny z grupy „komercyjnych”. Ale przyznaje, że nie może sobie pozwolić na to, aby rezygnować z drugiej, droższej grupy.
– To dziewczyny, których wymiary nie zmieniły się od czasów, kiedy miały po 16 lat. Trudno byłoby potem znaleźć ich odpowiedniczki. Zresztą w tej grupie liczy się nie tylko figura, ale i charyzma.
Karen Diamond, dyrektorka z Models1, w której „stajni” znalazła się Agyness Deyn, uważa, że dzisiaj jeszcze nie można narzekać. Najtrudniejszy czas przyjdzie w drugiej połowie roku. Wtedy agencje i domy mody zaczną planować budżety na kolejne sezony. Może się okazać, że pieniędzy będzie jeszcze mniej – uważa Diamond. Podczas trwających jeszcze pokazów mody w Paryżu i Mediolanie projektanci wynajęli o połowę mniej modelek niż jesienią. Chodziły po wybiegach za pół jesiennej stawki. Diamond uważa, że najtrudniej będą miały dziewczyny, które teraz chcą wejść do branży. – Klienci w kryzysie wybiorą sprawdzone nazwiska – uważa.