Płyta rozpoczyna się od kiczowatego „Girl Gone Wild". Starszych fanów może rozczarować, ale i przypomnieć im skandalizujący przebój „Like A Prayer", którego wideo skrytykował Watykan. Teraz w klipie oglądamy gejowski balet na obcasach, pojawia się nawet cierniowa korona. Ale sytuacja się zmieniła. Madonna nie odgrywa już frywolnej 40-latki, która ma erotyczne fantazje i marzy o seksie ze świętym. Rozpoczęta od modlitwy piosenka to wyznanie zawodu kobiety, która starała się żyć niemal „po bożemu", a musiała się rozwieść.
W „I'm A Sinner", zakończonym wokalnym nawiązaniem do „Sympathy For The Devil" The Rolling Stones, gwiazda tłumaczy Matce Boskiej, że być może ułoży sobie kiedyś życie, ale teraz pozwala sobie na orgię szaleństwa, a nawet zła.
„Gang Bang", oparty na dudniących bębnach z efektami dźwiękowymi kina akcji lub thrillera, robi wrażenie rytuału zemsty. Madonna śpiewa o mężczyźnie, który wydawał się tym jedynym, wymarzonym – tymczasem okazał się wrogiem. Gwiazda nie przebiera w słowach. W eter lecą k..., jak podczas gangsterskich porachunków.
„Love Spent" jest gorzkim nawiązaniem do „Material Girl". Wszyscy pamiętamy młodą dziewczynę wystylizowaną na Marylin Monroe. Jedno skinienie i mogła mieć luksusowe kreacje, samochody, biżuterię, pieniądze. Ale ta Madonna odeszła w przeszłość. Dziś czuje się jak obrabowany gangster.