W latach 60. był idolem nastolatków, dwie dekady później porzucił przywileje boga młodzieży i zaczął nagrywać bezkompromisowe płyty dla zahartowanych erudytów.

„Bish Bosch", pierwszy od sześciu lat album prawie 70-letniego kompozytora, to niewdzięczne i trudne świadectwo progresywnego myślenia o piosence. Walker teatralnie melodeklamuje na desperacko podkręconych dźwiękach, budujących brzmieniową apokalipsę. Rzuca cytatami z Biblii, aluzjami do popkultury i terminami naukowymi z zakresu biologii molekularnej. To surowa płyta, mroczna, niewygodna – ale jednocześnie intryguje i wciąga. Tylko boję się jej słuchać po ciemku.

*****Scott Walker, „Bish Bosch", 4AD/Sonic