Reklama

Dawny celebryta woli styl retro

Dzięki wydanej po siedmiu latach przerwy nowej płycie Justin Timberlake pragnie stać się Frankiem Sinatrą XXI wieku.

Publikacja: 19.03.2013 08:08

Jego kariera przypomina disnejowską bajkę – od chłopięcego boysbandu do szczytów muzyki pop, a w międzyczasie filmy (świetna rola w „The Social Network" Davida Finchera), reklamy, celebryckie związki (z Cameron Diaz czy Milą Kunis), ale też poważny biznes – ambitnie podjął się reanimacji dogorywającego portalu muzyczno-społecznościowego MySpace.

Reklama
Reklama

Zobacz na Empik.rp.pl

Od wydania albumu

„FutureSex/LoveSound"

upłynęło prawie siedem lat. Dla niektórych taka przerwa byłaby zabójcza. Stracił tytuł „złotego dziecka popu". Są młodsi (Justin Bieber) i bardziej wszechstronni (Frank Ocean). I zmienił się sam pop. R'n'b stracił wpływy na rzecz neosoulu. Gitary odeszły do lamusa. Hip-hop jest mocniejszy niż kiedyś, a w klubach rządzi ciężka elektronika.

Reklama
Reklama

Zobacz galerię zdjęć

Wizerunek roztańczonego sexy kochanka zamienił na sexy męża (w 2012 r. wziął ślub z aktorką Jessicą Biel). Trudno mu konkurować z kampową wyobraźnią Nicki Minaj i jej softpornograficznymi klipami. Nowa płyta „The 20/20 Experience" brzmi więc jak bezpieczne i mądre rozwiązanie. Rozsądek podpowiada: skoro już nie dyktujesz mody, zwróć się w stronę retro. Singiel „Suit & Tie" wypuszczony w styczniu był zwiastunem przemiany we Franka Sinatrę XXI wieku. Teledysk wyglądał niczym promocyjny klip do serialu „Mad Men". Zamiast białych adidasów i luźnych ciuchów – lakierki i smoking.

Każdy producent muzyczny wie, że dwa pierwsze utwory mogą przesądzić o całej płycie. Na „The 20/20 Experience" początkowe 15 minut zapowiada coś świetnego. Wielobarwne „Pusher Love Girl", zaśpiewane falsetem w stylu Prince'a, płynnie łączy się z „Suit & Tie", które w tym towarzystwie brzmi jeszcze lepiej i przywodzi na myśl kompozycje Marvina Gaye'a. Fantastycznie wypada również „That Girl".

Zdarzają się jednak bezbarwne partie i wpadki. Słabiej – co ciekawe – wypadają fragmenty, w których wokalista i odpowiedzialni za produkcję albumu Timbaland i J-Roc oglądają się w muzyczną przeszłość. Niewątpliwą pomyłką jest „Mirrors", brzmi jak zapowiedź reaktywacji 'N Sync, boys-bandu, w którym Justin zaczynał karierę. Salsoidalne „Let the Groove In" można by bez żalu oddać Shakirze. Z kolei „Tunnel Vision" puszcza oko do tych słuchaczy, którzy tęsknią za parkietowymi przebojami pokroju „My Love". Udało się tylko połowicznie.

„The 20/20 Experience"

Reklama
Reklama

powrotu na szczyt raczej nie zapewni. Może być jednak tego zwiastunem – odświeży pamięć fanów i krytyków, wybada nastroje. Teraz czas na prawdziwy hit. Taka sytuacja wydaje się możliwa, bo podobno nowa płyta to tylko połowa nagranego materiału. Druga część ma się pojawić jeszcze w listopadzie. Pytanie tylko, czy Timberlake postawi całkowicie na muzykę, czy może znowu zanurzy się w celebryckie życie. Trudno być królem na pół gwizdka.

Jego kariera przypomina disnejowską bajkę – od chłopięcego boysbandu do szczytów muzyki pop, a w międzyczasie filmy (świetna rola w „The Social Network" Davida Finchera), reklamy, celebryckie związki (z Cameron Diaz czy Milą Kunis), ale też poważny biznes – ambitnie podjął się reanimacji dogorywającego portalu muzyczno-społecznościowego MySpace.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama