Mogło się skończyć przerostem naciąganego eksperymentu nad treścią – jak do tej pory. Minimalnie przeceniana faworytka niezależnych podsumowań ostatnich sezonów dowodzi jednak, że metoda prób i błędów się opłaca. Na „Loud City Song" błędów już nie ma, a dotychczasowe próby oswojenia sprzeczności krystalizują się tu w świadomie prowadzony koncept. To płyta kontrastów. Muzycznie – bo Holter odważnie i swobodnie zestawia konkret, zwięzłość i komunikatywność popowej piosenki z abstrakcyjnymi strukturami ambientu. W tekstach – bo konfrontuje realne z fikcyjnym, własne emocje z inspiracją cudzą historią. W tym przypadku punktem wyjścia dla płyty była francuska powieść „Gigi". I w ekspresji – bo balansuje na granicy nadmiaru w egzaltacji i absolutnego minimalizmu. Ta dwubiegunowość buduje oryginalną, osobną całość. Nie tak dawno porównywano ją z Kate Bush. Dziś porównania, nawet tak nobilitujące, nie są już potrzebne.

****Julia Holter

„Loud City Song",

Domino/NoPaper Records