Gwiazda rozpoczęła nowy etap kariery od rozstania z menedżerem Terrym Blameyem, który towarzyszył jej od początku kariery. W 2013 r. podpisała kontrakt z Roc Nation, prominentną spółką utworzoną przez Live Nation, światowego lidera rynku koncertowego oraz rapera Jay-Z. To znaczy, że Kylie dobrze wyczuwa tendencje: jednocześnie zapewniła sobie gwarancje na światowe tournée, lukratywną sprzedaż gadżetów i płyt oraz PR. Na efekty nie trzeba było czekać.
Mieliśmy szansę podziwiać rozgrzewkę przed promocją nowego albumu. Najpierw Kylie zaśpiewała gościnnie w piosence „Limpido" włoskiej gwiazdy Laury Pausini, która zajęła pierwsze miejsce na włoskiej liście przebojów. To się przyda podczas sprzedaży biletów koncertowych na całym południu Europy. O wiele ważniejsze było zaangażowanie Kylie do brytyjskiego talent show w BBC, czyli „The Voice UK", gdzie pokazała się w towarzystwie sir Toma Jonesa, will.i.am, lidera Black Eyed Peas, i Ricky'ego Wilsona, frontmana Kaiser Chiefs. Za tym poszedł podobny kontrakt w Australii.
Za najnowszy album odpowiada m.in. Pharrell Williams, współtwórca zeszłorocznego sukcesu Daft Punk, laureat Grammy, autor święcącego triumfy hitu „Happy" z płyty „Girl". Napisał jedną z piosenek – „I Was Gonna Cancel". Najważniejszym partnerem podczas pracy nad 12. albumem Kylie była jednak australijska piosenkarka i kompozytorka Sia Furler. Na cokolwiek by liczyła Minogue, odniosła tylko połowiczny sukces. Połowa albumu jest dobra, a druga to muzyczny banał, z czego trzy kompozycje ma ratować tytuł z magicznym słówkiem „sex".
Problem polega na tym, że Kylie ciągle porusza się w zaklętym kręgu wczesnych nagrań Madonny, z którą już lata świetlne temu przegrała wyścig, zarówno jeśli chodzi o popularność, jak i lansowanie nowych trendów w muzyce pop. Patent na śpiewanie też się nie zmienił – słodki i delikatny sopran Minogue przypomina miłosne piosenki z lat 60.
Do wyjątków należy pierwszy singel „Into the Blue". Przypomina taneczne produkcje Black Eyed Peas, oparte na nowoczesnych bitach i orkiestrowych aranżacjach, z karaibskimi zaśpiewami i pianinem w stylu Coldplaya. Niestety, nie zmieścił się nawet w pierwszej dziesiątce brytyjskiej listy przebojów, płyta debiutowała zaś na drugim miejscu.