Reklama

No bo co w końcu, kurczę blade!

58 lat temu, 29 marca 1959 roku, we francuskim dzienniku „Sud-Ouest Dimnache” ukazała się pierwsza historyjka o przygodach Mikołajka René Goscinny’ego i Jean-Jacques’a Sempé. Przypominamy tekst z listopada 2009 roku

Publikacja: 29.03.2017 01:01

No bo co w końcu, kurczę blade!

Foto: 2009 imav éditions/goscinny–sempé ilustracja: sempé

Ze zdjęcia patrzy na nas chłopczyk – kędzierzawy, nieśmiało uśmiechnięty, o głowie okrągłej jak arbuz. Na oko dziewięcioletni, w przyciasnej marynareczce. Z krótkich nogawek spodni wystają patykowate nogi w sznurowanych trzewikach. Stare zdjęcie małego René zrobione w przededniu wojny. Dałabym głowę, że panowie Goscinny i Sempe myśleli o nim, kiedy wespół stworzyli Mikołajka.

Więcej, więcej!

Minęło pół wieku od narodzin „Mikołajka” i trzy dekady od śmierci autora. Ale dopiero teraz mamy okazję poznać pierwszy skecz z udziałem „Petit Nicolas’a”, opublikowany w marcu 1959 r. na łamach „Sud-Ouest Dimanche”. Włączono go do właśnie wydanego tomu „Nieznane przygody Mikołajka” (wyd. Znak). Tytuł opowiadania: „Jajko wielkanocne”.

Miało to być jednorazowe przedsięwzięcie dwóch panów, ale publiczność zażądała: „Więcej, więcej!”. Odtąd duet Goscinny – Sempe dołączył do elitarnego klubu najbardziej zgodnych autorsko-ilustratorskich par w historii literatury dziecięcej. Jak Milne z Shepardem („Kubuś Puchatek”), Lewis z Tennielem („Alicja w Krainie Czarów”), Berrie z Rackhamem („Piotruś Pan”).

Książki o Mikołajku ukazywały się w kapryśnym rytmie. Najpierw, w latach 60. i 70. – pięć kwadratowych tomików, które, wielokrotnie wznawiane, zyskały sobie w Polsce liczny i wierny fanklub. Potem, wiele lat po śmierci autora, dwa grubaśne tomy. Wreszcie, przed chwilą – kolejne dziesięć opowiadań odkopanych przez córkę Goscinnego Annę. Najnowsze znaleziska, nieznane dotąd nawet Sempemu, na jej prośbę zostały zilustrowane przez, dobiegającego osiemdziesiątki, rysownika. 

A więc uchwyciliśmy tę nitkę, która doprowadziła do kłębka.

Reklama
Reklama

W pierwszej nowelce Goscinnego widać wyraźnie, co czyni Mikołajka arcyśmiesznym. To naiwność – dziecięca nieumiejętność rozpoznawania podskórnych wojen, jakie toczą między sobą dorośli. Naiwność, dodajmy, diablęcia. Różowe ucho Mikołajka jest głuche na sarkazm i zakamuflowane złośliwości starszych. Mikołajek za dobrą monetę bierze wszystkie wysyczane z przekąsem przez Mamę uwagi pod adresem Taty (i vice versa). Jawną, wzajemną niechęć między Tatą a Bunią (teściową) Mikołajek rozbraja, bezwiednie rejestrując komizm zachowań. Nie odczytuje jadowitych intencji i tłumionego gniewu. Jak w opowiadaniu „Bunia”:

„(...) Zacząłem bawić się samolotem. Wołałem »rrrrr« i biegałem po salonie, wykonując samolotem masę akrobacji. Tata usiadł w fotelu, żeby poczytać gazetę, i powiedział: – Mikołaj, odłóż tę zabawkę! Masz lekcje do odrobienia! – Co tam! – powiedziała Bunia. – Daj mu się trochę pobawić, nieczęsto dostaje takie zabawki, biedactwo. – A kiedy biedactwo dorośnie i będzie przez mamę nieukiem, to kim później zostanie? – Prawdopodobnie zostanie zięciem – odpowiedziała Bunia”.

Niepoprawne

W latach 60. jawne nabijanie się z dorosłych w książkach dla dzieci nie było mile widziane. To właśnie we Francji ocenzurowano pierwsze wydanie „Pippi Pończoszanki” Astrid Lindgren, wycinając z tekstu fragmenty nie dość dydaktycznie poprawne.

Tymczasem Goscinny użył świetnie pomyślanej sztuczki – uczynił narratorem dziecko. Ukryty za plecami Mikołajka kpi z dorosłych, ośmieszając ich pozy i miny. Prostolinijny Mikołajek jest komiczną mieszanką niszczycielskiego demona i anielskiej słodyczy. Pogodny jak korek unosi się na fali wydarzeń. Powodowany dziecięcym egoizmem koncentruje się na prostych przyjemnościach – opycha się słodyczami, rywalizuje i kłóci się z kolegami, uwielbia podwórkowe zabawy i naparzanki. Czytelnik natomiast z satysfakcją rozszyfrowuje niedostępne (jakoby) dziecku autorskie żarty.

„Petit Nicolas” – a także „inne chłopaki” – zakotwiczyli w naszej pamięci dzięki jeszcze jednemu pomysłowi autora. Ekscentrycznym imionom wszystkich bez wyjątku kolegów Mikołajka. Ananiasz, Alcest, Euzebiusz, Gotfryd, Joachim, Rufus, Kleofas, Roch, Lambert, Anzelm, Kalasanty, Eligiusz, a także chudy Justyn (posiadacz solitera) – natychmiast przyrośli do swoich ról, stali się swojscy jak kumple z naszego podwórka.

To tylko temperament

Jest w tych książkach kapitalny dowcip i empatia. Jest także szczere współczucie dla rodziców, udręczonych spontanicznym i żywiołowym temperamentem męskiego potomka.

Reklama
Reklama

„Mikołajki” są dziełem dwóch niespokojnych duchów. Obaj – pisarz i rysownik – wielokrotnie zmieniali profesje. Obaj mieli niestandardowe biografie. Sempego relegowano ze szkoły za awanturniczy charakter, Goscinny był wulkanem energii, dowcipnisiem i tytanem pracy.

A zatem jeśli wasze dziecko jest gadatliwe i niesforne, w dyktandzie robi 28 błędów ortograficznych, bezustannie tłucze się z kolegami, wymusza płaczem różne przywileje, z rozbrajającą szczerością wyznaje obcym rodzinne sekrety – nie martwcie się! Być może jest na najlepszej drodze, aby zostać geniuszem. 

No bo co w końcu, kurczę blade! – jak mówi Mikołajek.

Autorka jest publicystką, nagradzaną autorką i ilustratorką książek dla dzieci (m.in. „Dynastii Miziołków”).

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama