Chodzi o artykuł „WSI na wizji”, w którym „GP” w październiku 2006 napisała na podstawie materiałów IPN, że Milan Subotić, ówczesny zastępca dyrektora programowego TVN, współpracował z WSI. Według dziennikarzy „GP” Subotić doradzał twórcom programu „Teraz my”, którzy ujawnili tzw. taśmy Beger. Autorzy artykułu pisali też „o postkomunistycznym rodowodzie szefostwa TVN”. Władze stacji uznały materiał za „szkalujący” i wytoczyły „GP” proces.
W ubiegły piątek Sakiewicz i Hejke nie stawili się na rozprawie. Sąd zdecydował, by na kolejny termin, 14 grudnia, oboje zostali doprowadzeni przez policję. Dał też jej prawo do zatrzymania ich na 48 godzin.
– Pismo, w którym pełnomocnik Sakiewicza usprawiedliwiał jego nieobecność zagranicznym wyjazdem na ślub znajomych, nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem – tłumaczy sędzia Wojciech Małek, rzecznik warszawskiego Sądu Okręgowego. – Stawiałem się na wszystkich rozprawach i będę na kolejnych. Wcześniej to TVN się uchylała, gdy proponowałem mediacje – twierdzi Sakiewicz. Jego zdaniem rozprawa i tak by się nie odbyła, bo sąd nie powiadomił o niej wszystkich oskarżonych, w tym Katarzyny Hejke.
Sakiewicz wyliczył, że policja będzie go mogła zatrzymać 12 grudnia, więc rocznicę stanu wojennego spędzi w areszcie. – Taki środek stosuje się wobec ciężkich przestępców, a w tym wypadku dziennikarze próbują zamknąć dziennikarzy – dodaje. Podkreśla, że sędzia wydający to postanowienie był studentem pełnomocnika TVN. Naczelny „GP” zwraca uwagę, że jego pismo wielokrotnie krytykowało patologiczne układy, które rządzą polskim sądownictwem. Decyzję sądu uznaje więc za próbę zamknięcia ust gazecie.
– Sąd ma na głowie zbyt wiele spraw, by się zastanawiać, jak komu zrobić na złość – kwituje sędzia Małek.